Czuje sie kurwa jakis wymiety. Wczoraj byl dzien swira, ale po dzisiejszym dniu musze stwierdzic, ze to chyba tydzien swira, a nie tylko dzien.
Mowi sie, ze najlepsza obrona jest atak, zwlaszcza wtedy kiedy nie ma racjonalnych argumentow. Tak tak wtedy to najlepiej jest wywlec jakas z dupy wzieta pierdu pierdu sprawe, ktora nie trzyma sie ani kupy ani dupy. Ale przynajmniej jest gadka i obrazanie ale co tam przwyklem juz w dziecinstwie do tego wiec mnie to ani ziebi ani grzeje. Jesli komus sprawa radosc i sadysfakcje obrazanie mnie to feel free, co tam...
Mial byc wyjazd w gory na weekend, ba wzialem nawet jutro pol dnia wolnego z tej okazji. Do wyjazdu nie dojdzie bo na chwile obecna nie wiem nawet gdzie za ile, kiedy, jak i z kim mialbym jechac. Wiec nie jedziemy. Niemilosiernie irytuje mnie fakt, gdy ktos sie czegos podejmuje dobrowolnie, a nastepnie wykonuje swoje dzialania w sposob calkowicie nieudolny ponizej jakiejkolwiek krytyki...
W ogole to moje zycie uklada sie niczym klocki domino, niestety chozi o te przerwcajace sie klocki domino. Moze to jestem w stanie jakos zmienic zyjac z dnia na dzien, nie majac zadnych ambitnych planow na przyszlosc, moze wtedy bedzie lepiej, moze zaczne sie cieszyc z malych sukcesow osiaganych kazdego dnia, a przestane smucic sie porazkami majacymi swoje odbicie w czasie...
Bylem dzis u Scorpiony, i naprawila mi zabki :) To chyba jedyny pozytywny aspekt ostatnich dni.
Nie chce sie miec tego co sie juz ma, nie zazdrosci sie komus tego co samemu sie juz posiada...
Mam dosc, dobranoc...
|