Co za dziwny dzien. Obudzilem sie okolo godziny 5.40 to nic, ze planowo mialem wstac o 7.30. Mam taka nature, ze jak juz sie obudze to ciezko jest mi pozniej zasnac i pospac ze swiadmoscia, ze za kikadziesiat minut musze wstac ponowie. Mialem znowu jakis dziwny sen, pewnie byl on wynikiem dziwnych niedzielnych wydarzen / czyt. SMS /. Ale jakos zwloklem sie z lozka, strasznie mi sie nie chcialo isc na ten 1 wykad, dziwnie sie czulem. Za oknem brzydka pogoda, jakos tak mnie dobila, pozniej dostalem SMSki od Anny ktore mnie bardzo ucieszyly. Zawlokem sie do lazienki, umylem, a tak mi sie nie chcialo. W kuchni mama juz zrobila mi sniadanie, hm... tez nie mialem zbytniej ochoty na jedzenie, dziwnie sie czulem, jakies dziwne przeczucie chodzi za mna od rana. Nawet sie dzis pomodlilem wstajac rano z lozka, ostatnio jakos tego nie robilem. Ide do kuchni, siadam za stolem, patrze a na parapecie / po zewnetrznej stronie okna / lezy rozaniec. Ciekawe jak sie tam znalazl. Mieszkam na parterze, ale po co ktos dawalby mi rozaniec na parapet ?
Na wykladach nudy, spotkalem sie z Anna potem jeszcze jeden wyklad, na ktorym przysnalem, niezla burza byla, przyszedlem wlasnie do domu urywajac sie z jednego wykladu. Jeszcze dzis jak co poniedzialek mam socjologie na godzine 19.00 ale chyba pojde, bo tak jak ostatnim razem moze sprawdzac obecnosc.
|