15:09 / 07.12.2006 link komentarz (3) | Macierzyństwo napawa frustracją. Przynajmniej mnie. Przynajmniej w Polsce. Emil jest z nami już niemal 2 lata i chyba jest naturalne, że chcielibyśmy uniknąć wszelkich niebezpieczeństw, które mu grożą. Nie chodzi mi o trzymanie dziecka pod kloszem, typu "nie przechodź sam przez ulicę" "ale mamo ja mam już 28 lat" albo "nie pojedziesz sam pociągiem z Warszawy do Katowic, bo to niebezpieczne" "Ale mamo, mój syn będzie czekał na mnie na dworcu".
Raczej chodzi o inną skalę niebezpieczeństw. Nienormalna drabinka oświatowa powodująca patologiczne sytuacje. Samobójstwa. Nasz brak hajsu.
Ostatnio założyliśmy Emilowi miłą polisę w jednym z towarzystw ubezpieczeniowych. Raz w roku wpłacamy pieniądze, równe mniej-więcej jednej mojej pensji (najniższej) a syn dostanie część pieniędzy w wieku 19 lat, drugą część w wieku lat 21. W ten sposób nie zostanie goły na starcie w dorosłość, nie będzie miał też poczucia, że cały zebrany przez rodziców hajs wydał od razu na jakieś chujowe studia, a potem już nie ma nic:)
Prawda jest taka, że moi rodzice przez lat naście ciągle powtarzali mi, że ciężko dla mnie pracują i to wszystko jest moje, dla mnie, żeby było lepiej, a za studia często płacę sama, lub płaci Luby, opłaty mieszkaniowe robi teściowa, z która mieszkamy, a żywimy się we czwórkę sami. Od czasu do czasu rodzice wyszperają 300 czy 500 złotych, przy czym słucham, że nie mają pieniędzy, że jest ciężko(uwaga pomocny cytat, rap naucza: "każdemu jest ciężko to nie jest żadne tłumaczenie") i tak dalej i tak dalej. Więc to mnie dodatkowo motywuje w oszczędzaniu dla dziecka. Podobnie jak alarmujące głosy suicydologów, że rodzice, którzy gonią za lepszym materialnym jutrem dla swoich dzieci robią z nich dzisiaj sieroty.
Wiadomo też, że nie mamy własnego mieszkania. Żyejmy z teściową, która jest cudowna i mam z nią lepszy kontakt niż z matką o ile wogóle można w moim przypadku mówić o kontaktach z kobietami i jakimkolwiek otwarciu się przed inną kobietą w spotkaniu bezpośrednim. Teściowa pracuje zazwyczaj długo, więc też nie w tym rzecz, że sobie na wzajem włazimy na głowe w m-3 na 11 piętrze ursynowskiego bloku. Problem polega na tym, że mam małe obsesje, że przez jej totlne podporządkowanie się Emilowi wyrośnie mi pod bokiem mały tyran, że to nie ja jestem jego najlepszym przyjacielem i najważniejszą osobą, bo instynktownie wybiera do zabawy babcię, która go nie zmusi do kąpieli wieczorem i nie każe mu iść spać o godzinie 21. Że nigdy nie nauczy się samodzielnie zasypiać, bo jak tylko zostawię go w łózeczku to skacze i op pewnym czasie chce iść do babci no i tak dalej i tak dalej. Oczywiście są to błahostki, które przybierają postać problemów monstrualnych, kiedy pada deszcz, na dworze albo gdzieś we mnie.
Kiedy myślę, że gdybym chciała być prawdziwą polską katoliczką, musiałabym odstawić na bok pigułki, biegać o 23:00, kiedy EMil już zaśnie, do Lubego z termometrem oznajmiając mu "nie dzisiaj", lub ewentualnie zaskoczyć siebie i resztę świata po badaniu USG na którym znów zobaczymy szarą, 3-centymetrową fasolkę w czarnym sosie, potem po bożmu urodzić taką dzidzię, walczyć kilka miesięcy ze wspaniałą depresją poporodową (który z panów od becikowego wie jak to miło mieć nacinane bez znieczulenia narządy rozrodcze, a potem przez 10 miesięcy myśleć tylko "jest mi źle, wszystko jest takie czarne, chcę umrzeć"), która z tych miłych kokot o twarzy bazyliszka, które tak wspierają 10-osobowe rodziny da nam potem pieniądze na wychowanie dziecka, który z tych miłych ludzi potem znajdzie miejsce w przedszkolu na ursynowie dla dwójki dzieci i da mi ciepłą, miłą posadkę, która pozwoli zaprowadzić i odebrać dzieci z przedszkola o normalnej godzinie(nie jest fajnie lądować w przedszkolu o 7:00 rano, pamiętam do dziś jak zadręczałam panią woźną, jedyną obcną o tej godzinie, swoimi umiejętnościami, na przykład"dzisiaj policzę pani od jednego do stu", nie jest też fajnie zostawać z tą samą woźną do późnego wieczora, bo ona umie opowiadać tylko brzydkie bajki o dzieciach srających w majty...). Pewnie żadna z tych medialnie wypielęgnowanych osób nie zagwarantuje mi, że moje dzieci nie zostaną rozjechane, postrzelone, zgwałcone, poniżone w szkole, pod szkołą, w drodze ze szkoły do domu itd. (mamy szkołę jakieś 500 metrów od domu, wszystko w obrębie osiedlowych alejek, ale przynajmniej 3 razy jakiś kretyn by nas tam rozjechał, bo on musi przejechać spod domu (LB1) do kolektury lotto (LB12) samochodem, koniecznie).No i o to mniej-więcej chodzi. A potem mojego syna wezmą do wojska na przykład, bo cośtam, cośtam i każdy student z wydziału takiego a takiego ma iść w kamasze, i wyślą do jakiegoś Libanu, bo za 18 lat to pewnie będziemy razem z Bratem Ameryką toczyć wojnę z każdym krajem na wschód od Ukrainy i na południe od Bułgarii.
I po co rodzić dzieci?
Dla własnej satysfakcji- nie w Polsce, poród rodziny jest miłą fikcją, kiedy nagle zamkną 5 szpitali i jest wigilia i tak trzeba rodzić grupowo, duma rodzicielska jest wspaniałym uczuciem i dobrze wiem, że mój Emil jest wyjątkowy i robię wszystko, żeby pielęgnować jego zdolności intelektualne, ale potem pójdzie do podstawówki i usłyszy, że nie chodzi o to, żeby być dobrym w literaturze i historii, ale żeby być dobrym we wszystkim i HWDP za tę dwóję z fizyki i analfabetyzm matematyczny, na margines z nim, do kąta, kubeł na głowę i foto komórką do internetu.
A potem Polska go zeżre i wypluje zgnuśniałego nieroba-cwaniaka, albo cynicznego hejtera.
Dla kraju, patriotycznie, niech rodzą inni, ja jak myślę o przyszłości to chcę uciec do innej Polski, bo mnie ogólnie nie przeszkadza, że żyję w kraju moich przodków, choć de facto musiałabym na raz żyć tu, to znaczy, nie Tu w Warszawie, tylko na Śląsku, gdzieś w Niemczech i gdzieś w Rosji. Nie przeszkadza mi też język i czuję pewną satysfakcję jak inni przyjeżdżają do nas i nie potrafią, nie rozumieją logicznych zasad gramatyki (ha ha) ortografii (ha ha) i w ogóle, ja też nie umiem i nie rozumiem, pan z telewizora nie mówi po Polsku, nasi politycy też nie i wogóle tylko Miodek i Bralczyk mówią po Polsku, taki mamy zajebisty język.
Chodzi o Polaków tu i teraz, no i chodzi o system, przecież to jasne (hip-hop uczy "system to zło, system to zaraza").
Będą nas zachęcać do patriotyzmu poprzez przemilczenie (no nie uczmy dzieci, że miasta powstawały na prawach niemieckich, a uniwersytety na wzorze paryskim czy praskim, bo to podkopuje ich wiarę w Jedną, Wieczną i Doskonałą Polskość), poprzez Przeinaczenie (oj to nie chodzi, o to, że macie rodzić dzieci przez przypadek bo metoda kalendarzykowa nie zadziałała, tylko chodzi o Jedyną Słuszną i Katolicką, Zdrową i Mądrą Antykoncepcję Naturalną), poprzez Niedofinansowanie (Kochaj Polskę, bo nie stać cię na Anglię- zobaczycie, jeszcze przyjdą takie czasy, że na bilet autobusowy do Londynu będzie stać tylko najbogatszych, odechce się wam emigracji zarobkowych) z Przymusu (nie kochasz Mateczki Polski? Znaczy zdrajczyni. Genetycznie uwarunkowana antypolskość tak? Dziadek był Czerwony tak, na usługach rosjan wspierał górnictwo tak? Pradziadka masz w Wehrmachcie, walczył z Rosjanami, bo mu kazali tak? A kto powiedział, że jak tatuś z mamusią walczyli przeciw Polsce Ludowej, to ty słoneczko nasze nie będziesz walczyć przeciw Rzeczpospolitej Demokratycznej- walka z krajem, to walka z krajem- zdrada i hańba. Nie podobają się pikniki z fantazyjnie ułożonymi ogniskami? Nie podoba się zamawianie piwa całą dłonią? Konkursy piosenki patriotycznej cię mierżą? Fe.)
Ciekawe kiedy do Faktu dołączą poradnik, jak wychować dziecko 0-18 lat za 1.000 złotych, sprawdź już dzisiaj- praktyczny poradnik jak z niemowlęcych pieluch tetrowych uszyć modną kurtkę dla nastolatki. Za tydzień: jak z łóżeczka ze szczebelkami zrobić laptopa na komunię.
A do przedszkola przyjmą tylko te dzieci, które z pamięci wyrecytują:
Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki
Otaczał blaskiem potęg i chwały,
Coś ją osłaniał tarczą swej opieki
Od nieszczęść, które przygnębić ją miały.
Bez refrenu, bo jest nazbyt rewolucyjny i wywrotowy.
|