Remontu ciąg dalszy. Niby końca nie widać ale jednak chyba pojawia się jakieś światełko w tunelu. Drzwi już wymienione. Mały pokój jest praktycznie już skończony, zostało tylko parę kosmetycznych poprawek, montaż gniazdek i listew przypodłogowych. W dużym pokoju tak jak i w małym są już gładzie, pozostało tylko wszystko raz jeszcze przemalować, potem montaż oświetlenia i gniazdek oraz listew przypodłogowych. W przedpokoju teraz prace idą pełną parą, są już płyty kartonowo-gipsowe, jest wylewka, jest podwieszany sufit, jutro zaczyna się etap układania kafelek na podłodze. Potem tylko szybkie malowanie przedpokoju, mały remoncik w łazience, instalacja w przedpokoju nowego licznika energii elektrycznej i malowanie kuchni. Robotnicy mówili w zeszłym tygodniu, że w tym tygodniu wszystko skończą ale jakoś wątpie by się udało...
W zeszłym tygodniu wybrałem się na podróż do Anglii, początkowo praktycznie wzbraniałem się rękami i nogami przed tą podróżą, ale bardzo dobrze, że w końcu kolega z pracy mnie namówił bym wybrał się do UK na szkolenie z Red X. Poza paroma dziwnymi sytuacjami na lotnisku wszystko było OK. Luton pod Londynem to małe sympatyczne miasteczko, w którym 1/3 ludzi to Polacy :) Obawiałem się troche, że będę miał problemy ze zrozumieniem anglików ale obyło się bez poważniejszych problemów. W czwartek korzystając z wolnej chwili po zajęciach wybrałem się na szybką wycieczkę do Londynu. Pogoda dopisała zwiedziłem sobie pare ciekawych miejsc, których pewnie zbyt prędko ponownie nie zobaczę.
Jeśli chodzi o atmosferę w pracy to jest troche dziwnie jakoś tak... tak coś mi to przypomina trochę taką powtórkę z rozrywki ale mam nadzieję, że najbliższe tygodnie przyniosą poprawę.
Faken shit, okazało się, że jakiś tam próg podatkowy przekroczyłem i teraz Państwo kradnie z mojej pensji jeszcze więcej niż dotychczas. Szlag by to jasny trafił, człowiek haruje jak dziki osioł to jeszcze coś mu ukradną z pensji na jakiś darmozjadów... co za kraj... czekam na podatek liniowy lub na ślub ;)
Ostatnio jakoś przez natłok różnego rodzaju spraw i zdarzeń jakoś nie umiem znaleźć pozytywnych stron dnia. Do tego wszystkiego dochodzą jakieś tam troski np.: dotyczące chorego pieska, który już coraz gorzej chodzi, aż mama zastanawia się powoli czy go nie uśpić. Z wizyt u babci i u mamy wychodzę jakiś lekko przygnębiony, w zasadzie ta przeprowadzka mamy chyba jak narazie ma więcej minusów niżli plusów i jakoś tak potwierdza moje pewne obawy. Od jakiegoś czasu obserwuję relację mama-bacia i coś mi się wydaje, że po skończonym remoncie chyba ilość moich wizyt u mamy mocno się ograniczy. Zastanawiam się też nad zabraniem psa od mamy do nas spoworotem. Babcia ciągle płacze o psa przez co wzbudza w mamie jakieś negatywne i niepotrzebne moim zdaniem emocję.
Tak jak myślałem wcześniej ten rok przyniósł w porównaniu z minionym wiele zmian, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Ostatnio całe to remontowe zamieszanie i przemęczenie sprawiają, że uwidaczniają się chyba w moich oczach chyba coraz bardziej te negatywne aspekty... chciałbym zasnąć i obudzić się za miesiąc lub dwa...
|