Weekend minął czas na pracę. W niedziele wybrałem się na mały spacer po Mainz, bardzo fajne miasto, sporo ciekawych rzeczy, rotunda, cytadela, fort ;) Ciekawe czy w okolicy jest jakiś poligon? ;) W poniedziałek w pracy porozmawiałem trochę z swoim szefem przy obiedzie. Okazało się, że gość też kolekcjnouje różnego rodzaju dziwne rzeczy. W zeszły weekend kupił jakieś 4 stare motory, poza tym kolekcjonuje stare chromowane tostery :D Ma mi dać namiar na jakiś pchli targ, wybiorę się to może uda mi się coś kupić z Gleiwitz.
W pracy niezły natłok obowiązków. Ciężko mi zaplanować dzień, bo ciągle przychodzą jakieś nowe maile. Dobrze, że nie dzwonią telefony. Tak czy inaczej ciągle się od czegoś odrywam, do czegoś wracam, etc. Dziś w pracy byłem dłużej niż zwykle. To dlatego, że rano wybrałem się wyrobić sobie nowego badge'a, po to by codziennie rano nie musieć odbierać visitora. Myślałem, że wyrobienie nowego badge'a zajmie jakieś max. 10 minut. Okazało się, że zajeło prawie 1h. Chętnych było wielu, a kolejka taka jak na poczcie, z numerkami w kolejce włącznie.
Dziś doszły mi też kolejne obowiązki. Oprócz tego, że follow-up'uje części z Azji (Chiny, Korea, Japonia) to teraz jeszcze będę odpowiedzialny za matching. Matchingiem zajmuje się Maurice. Żonke jego przywiało tu z US, jest jakąś szychą w HRach to ściągneła męża. Maż ma około 190 cm, myślę że lekko waży dwukrotnie tyle co ja. Przypomina mi trochę tego murzynka co grał w filmie "Zielona Mila".
Odnośnie ludzi w pracy to jest jedna fajna rzecz. Patrze sobie na PeopleFinder'a (taki GMowy system w którym można wyszukać ludzi, jest fotka, imie, nazwisko, adres, dane kontaktowe, link do struktury organizacyjnej, itp.), idę do pokoju w którym dany delikwent siedzi. Szukam, chodze jak głupi, pytam w końcu okazuje się, że szukany przeze mnie osobnik właśnie ze mną rozmawia. Gdzie tkwi problem? Otóż ludzie tu pracujący to trochę takie antyki, staż pracy średnio jakieś 20-30 lat, więc gdy ktoś wkleja swoją fotę gdy miał lat 30, a teraz ma 55 to ciężko czasami kogoś poznać ;)
Odnośnie ludzi, śmiać mi się chciało w niedzielę. Ide sobie ulicą a tu naraz 3 gości, takie bałwanki, tzn. w pasie więcej obwodu niż wzrostu, murzynki, koszulka oczywiście z flagą USA, a na piersiach krzyż, wielki niczym moja dłoń niby złoty, na łanuchu (oczywiście złotym) podobnym do tych na jakich pasą się u nas krasule na łące. Niezli agenci, myśle sobie jacyś misjonarze od Bush'a czy coś w ten deseń ;D
Trzeba też tutaj przywyknąć do kolesi spacerujących po ulicy trzymających się za ręcę i całujących się za rogiem. Fuuu, ochyda. Oczywiście kolczyk w uchu, włosy na żeliku. Wypas...
Kobiety też tu są spoko, podchodzę dziś do kasy w Realu (czynny do 20:00 - bo oczywiście w Germanii, germaniec przepracować się nie może), myśle sobie dość dziwny koleś, gdy się odezwał to spostrzegłem, że to babka :) Kurcze romansując tu to trzeba pewnie na maxa uważać. Idziesz na randke z babką, a potem okazuje się facet, który nie rozumie pewnie potem oburzenia. Tragedia... śmiem twierdzić, że jeśli jakimś dziwnym przypadkiem minie się na ulicy jakąś kobietę, której człowiek się nie wystraszy, to napewno jest ona przyjezdna. Ponoć Mainz to miasto studenckie, tak też mówił Dawid, ale gdzie tu studentki? Chyba nie w bibilotece? ;)
|