Jakiś taki dziwny tydzień nastał. Dziwna pogoda za oknem. Wcale nie wiosenna, raczej wszystko przypomina późną jesień. Wczoraj śnieg z deszczem, dziś mgła, zimno i raczej mało przyjemnie za oknem.
W pracy chwila oddechu, chociaż coś mi się wydaje, że to taka cisza przed burzą, która zapowiadają na poniedziałek. Chyba będę musiał zmienić swoje plany powrotu na weekend do domu. Otóż z racji konieczności zrobienia badań medycznych w pracy na następny rok, wrócę już chyba w środę za tydzień, a nie jak początkowo planowałem w czwartek. Jutro muszę spróbować załatwić to wszystko, a jak się uda to jeszcze jutro przebookuje bilet. Mam nadzieję, że nie będzie z tym żadnych problemów.
Odnośnie pracy to zastanawia mnie w jaki sposób nakręca się tutaj ta cała spirala, a może raczej efekt domina. Jeden niedotrzymany termin powoduje stres kolejnych osób i dalsze opóźnienia, dalsze opóźnienia i stres przenoszą się na inne zadania i inne osoby. I tak powstaje piramidka. Zastanawia mnie fakt ile ludzie zaoszczędziliby zdrowia i czasu gdyby wszystko wszyscy robili na czas. No ale ciężko wymagać by każdy zostawił czystą skrzynkę emailową przed wyjściem z pracy. Emaile z wczoraj czyta się dziś, a te z dziś jutro. Owszem znajdują się czasami jednostki, które chcą z tym wszystkim walczyć, ale jednostki przeciwko armii ludzi to chyba jak przysłowiowa walka z wiatrakami.
Coś się mnie wydaje :) że żonce z powodu tęsknoty znowu pozmieniały się targety, teraz zamiast pracy jest dziecko, zamiast dyplomu jakieś inne rzeczy w głowie… To wszystko efekt tego, że ciężko się małżonką zdalnie zarządza :) Od na przykład wczoraj małżonka zamiast robić coś pożytecznego przynoszącego jakąś wartość dodaną to zajmowała się analizą moich opisów lub też komentarzy na n-k :) Ehhh co ta nuda z ludźmi robi :)
|