Home sweet home :) czyli po 3 miesiącach pobytu fajnie jest być w domu. Wczoraj jeden dzień w pracy, minął szybko głównie na opowiadaniu o niemieckiej przygodzie i potem były wspólne rozważania i wyciąganie wniosków z dryfu organizacji w jakimś dziwnym kierunku gdzie niby u celu ma być upragniony cel...
Wczoraj mniam mniam grillowanie, dziś urlop, fryzjer już zaliczony, jutro wesele. W poniedziałek znowu urlop :D
W Germanii myślałem sobie następujaco:
- jakiś pajac organizuje proces, duże prawodpodobieństwo, że proces będzie kompletnie do dupy
W Polsce myślałem następująco
- proces układa kumata i trzeźwo myśląca osoba, duże prawdopodobieństwo, że proces będzie dobrze przemyślany
no i tutaj potwierdza się, że istnieje zawsze jakiś nikły procent prawdopodobieństwa, że przypuszczenia mogą się nie spełnić. W DE zaskoczono mnie pozytywnie, w PL wystarczyła jedna wiadomość i już wiem, że znowu zapowiada się jakiś deep shit, bo ktoś pomyślał kręgosłupem i spierdzielił sprawę na całej linii. Rozumiem, że czasami można popełnić błędy ale przecież nikt nie jest idealny, ale za proces odpowiada zespół, a nie tylko jedna osoba. To znaczy, że co? Że cały zespół pomysłał kręgosłupem? I znowu będzie trzeba tłumaczyć, wyjaśniać, oznajmiać... robota głupiego...
Wczoraj moja koleżanka z pracy rozwaliła mnie totalnie, z racji wysokiego i w pełni uzasadnionego przeczucia bycia robionym w wała przez dostawcę złapała za telefon, pogadała z plant manager'em i oznajmiła mu spokojnie, z kulturą, bez stresu, że Pan X jest osobą skrajnie niekompetentną i że ona nie ma zamiaru z taką osobą współpracować ani dnia dłużej, więc jeśli firma Y wyraża w dalszym ciągu chęć współpracy z Generalnymi Motorami to ona oczekuje, że zostanie w firmie Y wyznaczona nowa kompetentna! osoba do kontaktów z GM ;)
Piękne rozwiązanie, w super stylu, duży szacun, tak sobie pomyślałem, że chyba niekiedy też powinienem wprowadzić taki plan B, ale coś mi się wydaje, że ja jestem trochę bardziej cierpliwy.
Znowu więc czeka mnie wyjaśnienie, że chce zjeść jabłko, a dostanę gruszkę i przy oburzeniu się, że to nie to czego oczekuje to usłyszę idiotyczne tłumaczenie, że gruszka to też owoc i jest prawie jak jabłko.
|