Z serii dzień w pracy.
Siedzę sobie koło kolegii Sebastiana, który to jest przezabawnym gościem. Poprostu nie sposób przy nim się nudzić. Dialogi, które prowadzimy są często skupione na bardzo życiowych i poważnych tematach: kobiety, rodzina, dzieci, przyszłość, finanse, automotive, itp. Często też komentujemy różnego rodzaju sytuacje dziejące się w biurze w okół nas.
Dziś na przykład przychodzi do nas kolega K. z działu jakości. Przychodzi i widzę, że chce coś wrzucić na garba naszej koleżance. Pytam więć Sebastiana, który siedzi obok dość głośno tak aby kolega K. usłyszał
Ja: Seba, powiedz mi jak to jest, że zawsze koledzy z jakości przychodzą do nas wrzucić nam coś na garba?
S: no nie wiem, takie życie...
Ja: Ty, no ale ja nigdy do nich po nic nie chodzę.
S: ja też nie, a szczególnie do K. to już po nic bym nie poszedł...
:)
Nie wiem czy przez pogodę czy co ale dziś w biurze sporo much latało.
S: Ku...a jak mnie dziś irytują te muchy.
Ja: spokojnie niech siądzie to ją ubije
mucha siadła, wziałem plik kartek z wydrukowanymi reklamacjami, jeden strzał i mucha nie żyje.
Ja: No i dostała z PRRa.
S: to będzie spokój.
3 minuty później:
Ja: Ty Seba, patrz kolejna jakaś lata...
S: ojj powiem Ci to dość niepokojące zjawisko, należy się zastanowić skąd one się tu biorą w takiej ilości...
Ja: eee Seba, popatrz na to z innej strony, należy się cieszyć... przynajmniej one na nas lecą
:)
I to tak generalnie chyba tyle z pozytywnych aspektów dnia dzisiejszego. Pogoda za oknem zrobiła się już typowo jesienna i nieźle mnie dobija. Żona strestuje się wszystkim tym co tylko możliwe począwszy od złej pogody za oknem, po rozmowę kwalifikacyjną skończywszy, jednym słowem nuda panie.
Muszę sobie jakieś zadania wyszukać. Ostatnio tylko praca dom, praca dom. Brak mi jakiegoś hobby, sportu czy czegoś w ten deseń. Masakra, jest mi źle, o!
|