03:17 / 07.01.2002 link komentarz (7) | Od wielu minut siedzieli w milczeniu. W milczeniu, ktore nie przeszkadzalo. To byl ten rodzaj ciszy, ktory przytula, a nie odrzuca. Siedzieli w ciszy w parku, na lawce: Jose w bialej plociennej koszuli, z podwinietymi rekawami, z wlosami, ktore od wielu dni nie byly uczesane. Blanca niezmienna: ten sam biust, te same wysokie obcasy, te same czarne wlosy. Niezmienna. Nie pasowali do siebie, nie pasowali do siebie na tyle, ze ludzie, ktorzy przechodzili mimo, nie zwracali na nich uwagi. Siedzieli w milczeniu. I w tym milczeniu Blanca zapytala: - Jose, Jose, gdzie jestes?
Jose Rodriguez Montoya powiedzial tylko: - Stad nie widac.
. |