mariposa // odwiedzony 217063 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (611 sztuk)
23:54 / 04.02.2010
link
komentarz (4)
Podkusiło mnie spełniać się kulinarnie, fakyt.
Zachęcona udanym obiadem postanowiłam popełnić desery w liczbie mnogiej. Skoro i tak miałam zasyfić moją ukochaną kuchnię, to niech chociaż będą z tego jakieś wymierne korzyści.
Ptysie siadły jakby na nie hipopotam nastąpił z chwilą otwarcia drzwi piekarnika. Można by uprzedzić o tym w przepisie, żeby tak nie otwierać z nagła. Dopiero od trzech tygodni mam funkcjonujący piekarnik, toteż się nie znam na takich niuansach. Krem do ptysiów mi się nie zgęścił (again: jakiś mądrala pominął pewien istotny fakt w przepisie), ale może to i lepiej, bo co ja bym zrobiła z kremem do ptysiów, które mają kształt krowich odchodów leżących od tygodnia na uczęszczanej drodze? hmmm?
No i postanowiłam wobec tego kupić książkę kucharską, bo w internecie nigdy nie wiadomo, na co się człek natnie. A ja, odkąd przeprowadziliśmy się parę tygodni temu, weszłam w bliską relację z kuchnią. Wprost się prosi, żeby zrobić coś pysznego, brak mi jednak know-how, szczególnie zaś w kwestii wypieków. Muszę tu nadmienić, że w ogóle coraz bardziej nęci mnie wizja bajkowego domku, w którym zawsze pachnie ciastem, gromadka ładnych i czystych dzieci grzecznie bawi się u siebie w pokoju, a schludna pani domu w cardiganie i perłach (taka Bree) promienieje wybielonym za gruby hajs uśmiechem.
Każdy ma takie marzenia, na jakie go stać. Ja oglądam z Matyldą dużo reklam, to mi siada na beret :)