02:39 / 05.08.2010 link komentarz (5) | Poddaję się z tym nocnikiem. Szkoda nerwów, jak bum cyk groszek.
Po pierwszych sukcesach jakieś pół roku temu, Matylda nabrała nieodwracalnego wstrętu do tego ustrojstwa. Jakiś miesiąc temu mówię jednak no nie, rozumiemy się doskonale, dziecko moje nie w ciemię bite, jakoś jej wytłumaczę, że ma robić do świnki a nie do pieluchy. Tym bardziej, że skończyły się wszelkie fochy, jakie do tej pory uskuteczniała, a mianowicie bez większych bojów oddała butlę, daje się ubierać, a nawet czesać, czego do niedawna organicznie nie cierpiała i chodziła zwykle półnaga i rozczochrana jak ten chłopczyk, co go wilcy chowali. No to lu, nocnik na agendę. Krótki instruktaż werbalny - tu się robi siusiu, masz wołać jak będziesz chciała. Zilustrowałam nawet, usiadłam na nocniku, który mi pękł pod dupą i paszczą z ostrego plastiku boleśnie wpił się w wiadomą część ciała( dobrze, że był Kes w domu, bo inaczej bym tego ni hu hu nie zdjęła...). Matylda za jakiś czas oznajmia "siusiu". Siada na śwince, duma, po czym wstaje i robi mi prosto na dywan. I tak to już trwa jakieś trzy tygodnie. No i nie wiem, co z tym fantem zrobić. Ręce opadają. |