01:55 / 15.01.2002 link komentarz (5) | Jose Rodriguez Montoya wychylil sie przez okno. Oparl sie brzuchem o parapet, nawet stanal na palcach, zeby jego usta siegaly jak najdalej w glab ulicy. Rekami zapieral sie o framugi, dlonie scisnal w piesci z napieciem rownym wyzwaniu, jakiego od miesiecy nie doswiadczyl. Otworzyl szeroko oczy, otworzyl i zamknal, drzal na calym ciele, drzaly palce nog, drzac w wychyleniu. I wtedy zaczal rzygac. Rzygal miarowo, ze skurczami rytmicznymi jak ravelowskie Bolero, rzygal wreszcie swiadomie i z checia. Najpierw rzygnal jagniecina, wielkimi kawalkami, ktore (prawie nie gryzac,0) przelykal na proszonym obiedzie, potem poszly mieszane w sosie drobniejsze, jeszcze niestrawione szesciany warzywne i jeszcze drobnice deserowe. Troche owocow, resztki ciast. Jose drzal. Drzal i wprawial w pewien rezonans cala framuge, cale mieszkanie. Dzwieku rzygania, najlepiej slyszalnego w okolicach rur kuchennych, doswiadczyli wszyscy mieszkancy kamienicy. A na koniec, a na sam koniec - ostatnim skurczem - Joe wyrzygal delikatne i drobniutkie listki majeranku.
Szczerze, to tego majeranku najbardziej bylo mu zal.
A rzygal bez powodu. Bez takiego powodu, o ktorym musialby powiedziec Julii, powiedziec Blance, powiedziec na glos.
.
- |