08:19 / 21.01.2011 link komentarz (15) | *****
Sławomir Różyc - Stefania, ma oczy zielone
II. Książę z Kadyksu
świt, co się powinien podkradać ze sprytem
zanim dnia dotrwał już się zapożyczał
w nitki schwycony jeszcze przed wieczorem
z lizakiem pod pachą, gdzieś pod semaforem
sapał leniwie z krawieckim żelazkiem
a owo, w działaniach raczej jest podzielne
spirali nie ma, to na kuchni stoi
na bluzę łakomie. Ogląda kołnierzyk
w dziewczęcej dłoni jak parowóz cielsko
spłaszcza powoli i w zaszewkach sapie
płachtą wilgotną w drodze do nastawni
guziki mija na kolejnych stacjach
zielonym czyni. Schludnym. Militarnym
ten łub z żelaza palcom niecierpliwym
i w ustach łatwiej niepokój przełykać
mrocznej za oknem, tak z nagła ulicy
przez lata bliskiej, a dziś Niewiadomej
dom nasz spokojny
z tą na kuchni duszą
złoconym kręgiem spod żarówki gołej
czasem nas w życiu najuboższe kąty
ostatnim
cieniem chronią w uroczyskach
dom nasz ogromny
był domem na nóżce
gdy się kamyki składało pod stołem
przed Babą Jagą w zaklęciach magicznych
z plaskaniem biegło do wspólnego łóżka
dom nasz maleńki
taboret ogromny
żeby się wody z kranu cichcem napić
on też zmaleje, bo trzeba się wdrapać
aby pierwsze buty otrzymać po siostrze
gdzie, młynek do pieprzu
gdzie czajnik pękaty
pryka
a parą sięga do firanek
jakby dni liczył plastrem na kolanach
ciasta wabiące przez lufcik na haczyk
dom nasz wygodny
a czasem tak, tęskny
kiedy dochodzisz tych praw niepojętych
skrywając wstydliwie, już
niewieście ziarno
jakie cie z pościeli wyniesie, kobieco
zdumieniem palców w szkarłacie
poranka
a życie sobie, i latorośl sobie
kiedy ta najmłodsza, drobinkę dziecinna
po taboretach na pawlacz się wije
obrazki ze snu, jeśli coś pamięta, to
kolory wylał z balii na podłogę
Krzycząc
na Wielkanoc
nie ma prania, ćmoki !
I w sieni, na gwoździu, znalazła pod balią
ten pasek karcący, ale chłopa
nie ma
jeśli dokładnie przyjrzeć się choince
kiedy zapalisz już właściwe świeczki
jakiego ci życie ulepi anioła ?
zna Szermierz marzenia
w złotej kryzie chodzi
i ma karnecik każdej młodej panny
przed mszą dodaje mazury i polki
ze słońcem staje, smukły z kozią brodą
może on, i Hiszpan, z górnego witraża
tak zgrabnie sięga tym szpady promieniem
przez wianek na głowie, ostrzem, iskrzy welon
że słońcem się staje, i kością słoniową
patrzą w kościele Świętego Wojciecha
a ty się martwisz, czy czego nie przeciął
gdy nareszcie szpadą twój welon prostował
ten Grand z Kadyksu, co w obrączkach igra
i kiedy cie muśnie twój mąż krochmalony
po jednym – ciepłą - by ręka nie drżała
to takie ciarki po plecach odchodzą
po ostrzu Granda. Gdzie ?
aż wstyd się przyznać
zanim się przebudzisz, poukładasz sobie
ten co z całej bajki całkiem nie na miejscu
ksiądz jak stójkowy ci dłonie przepasze
z całego marzenia ledwie Ci zostanie
by przed łóżkiem w zgodzie
stały wasze kapcie ?
z tych kwiatów wręczonych, matkę zapamiętasz
wreszcie się spowiada we łzach
z tajemnicy
w trzydziestym ósmym, na samym początku
poczuła ojca na szczycie rusztowań
kiedy leciał
leciał
mówiły sąsiadki
na drugim pietrze, od tego z gazowni
co mają pianino, coś kolnęło matkę
Antek bejc przez deski
a tam struna pękła
I o tym się szepcze dziś w domu na nóżce ?
za ścianą głośniej. A tu same baby
nitką przez ucho wlecze konspirację
matka. I babka. Potem siostry wokół
już nie wiadomo : Kto sanitariuszką ?
tutaj obrębić babci prześcieradło
powłoczkę doszyć z tej w drogę ostatnią
nie zawsze słowo odpowiada chwili
można powiedzieć, materiał
dwubarwny
a każda stara się schwycić
palcami
pozdro, i zaczynamy opowieść. Skoro przebrnęliśmy przez podniosłą, pierwszą bramę eposu,
życzyć należy wam i sobie, aby opowieść była ciekawa. Bogata. Dowcipna, a nawet lekka, pomimo
powstańczych realiów tamtych dramatycznych wydarzeń.
starałem się aby była czytelna, mimo ważkości przesłań, jakie się pojawiają. Sin
teraz najważniejszy jest czas
*
|