18:38 / 10.04.2011 link komentarz (2) | ****
Sławomir Różyc - Sen o Arsinoe
III. pieśń o złoczyńcy, szalupie i piesku z chleba
Życie dziś tak boli - wołasz Arsinoe
dłonie wyciągasz i dlaczego życie
szuka palcami przez kuchnię ku brzegom
jedynie ustom zawierzy dotykiem
wyciągasz ramiona biegniesz nieskończenie
w fałdach twego płaszcza obce twarze sznurem
chwytają za łydki nie błyszczą kolana
jakbyś przez mrok w sieni już obojętniała
dalej rozpięta na gałęziach wierzby
zawisłaś niegdyś pod zawistnym okiem
jakim cie zachęcał spacerując wzrokiem
do tej wspinaczki nie mogąc posiadać
dłonie wyciągasz w tym deszczowym lecie
pod nimi strumyk w lane z słońca precle
unieść cie z pamięci na dnie kute noże
zanim między uda trafi czarną ręką
sycząc przez zęby : Powiedz, dobrze
Dobrze
Na cieplej szyi złóż zziębnięte palce
i niechaj spije sól lęków powszednich
żebym śmiech umiał dłonią po omacku
kłaść delikatnie jak dzisiaj posrebrza
rtęć pasmem śliny nadgryzione wargi
blade i wąskie przy włosów kasztanie
zaraz w łazience przez dłonie w jęknięciach
jak śmierć i wiosna, co bez butów biega
i okiem głodnym dzieląc ból z pragnieniem
powracasz do mnie ramiona wyrzucasz
jak one obie, do bosego syku
rzucasz się z płaczem
w wpław ostro przez trawę
Uderzaj mocniej - pochwycę nadgarstki
jak papużka z klatki drzesz się przez firanę
tęczy pulsującej zaprzeczając w skrzydłach
że ciebie uchroni filozofia wiatru
gdzie dzioby ostrzą pospolite wróble
a potem już czytam w zaciśniętych garstkach
to będzie prezes z ledwie holenderskim
ale dziś ma władzę. Tyleż śmielsze ręce
Oddychaj powoli, i proszę pod kocyk
Oto już ściągamy uniformy kuse
stopą skurczoną zechciej dłoń zachwycić
zobacz jak spadają te głupie dwie szpilki
jedynie ci szepnę : To zaklęte żaby
kiedy zasypiasz one tam na półkach
rajcują sobie, że nowy plasterek
jakiś różowy. I zbija ich klasę
Zaraz cie poskładam z poziomek na szafie
tam śni mój kot czarny
ktoś musi strzec magii
w piekarniku
zaś kurczak czeka majeranku
bo rwąc palcami zjemy choćby dietę
Wiem, jestem okropny. Inaczej nie umiem
Ulepimy pieska. Jeśli w pół mnie chwycisz
Piesek będzie z chleba. On łezki wypije
Dzisiaj zachorujesz. Nie musisz mnie puszczać
Teraz ci powiem zakrywając oczy
już nie poezją
słownym bawidełkiem
odwiecznie mali mosty gdzieś przez rzeki
rozwieszamy przecież
i w niebo pastelem
katedry strzeliste
że orlika krzykiem
w nich słońce klęka przed dostojną nawą
a jednak, co małe, urasta w człowieku
i spada w otchłań już kamień dojrzały
o tym ci mówię i dłonią dotykasz
które w albumach drzemią przemijając
złorzecząc od wieku umiera epoka
pragnąca logo nanieść na pudełka
to jedno potrafi
a my porzuceni ? A my bez opieki
przez nam podobnych ślepców rozrywani
nasłuchujemy. Gdzie spadną kamieniem
bo jeszcze w piersi kwili Michał Anioł
Poczekaj, słońce zepchniemy paluszkiem
widzisz jak łatwo ?
z dłonią w mojej dłoni
I zobacz księżyc. Domalujmy wąsy
Cukier rozsypiemy, i musisz mi pomóc
ziarnka pod palcami jak na plaży dzikiej
Pamiętasz szalupę ? Albo te muszelki
misterne wzory na naszych pośladkach
Zasnęłaś wtedy. Jak dzisiaj zasypiasz
i z twojej piersi znów srebrna na biodro
napinając linę
Gwiazdka bałamutna
muszę zapamiętać
z kocykiem pod brodą
I taką cie będę, co wieczór
nadgryzał
... zaczynam się gubić w tym życio pisaniu, sprawy codzienne, praca,
ale na maju ruszę do wydawnictw, już czas. Jestem gotów
|