02:31 / 30.07.2011 link komentarz (1) | *****
Sławomir Różyc - Sen o Arsinoe. X.Brama Kwitnących Jabłoni
dywan ci rozściele od samego progu
chrupnie miękko karmin po blaszkach peoni
abyś lekkość czuła gdy stopę zanurzysz
w tej kruchej szpilce na paseczki białe
przebudźmy kinkiety niech sypną po ścianach
niby obracany w czubkach palców diament
tym czystym światłem iskrzącym w sześcianach
tak jak kryształ błyska w długich skrzydłach ważek
w stąpaniu. W ciszy. W tej świątynnej misie
w chłodzie kulistych tam w mgłach pod kopulą
gdzie białe dłonie w dłoń kontredanserów
z lękiem niewieścim składa światła promień
ileż w tych progach już żupanów lśniących
trzewików smukłych ze stopnia na stopień
z mufek panieńskich w rękojeści szabli
tęsknice, końcem palców, lubo szepty wplotły
zawsze to będzie nam ten czub chłopięcy
zmienność kobieca co miękkim szafranem
w opak pisana o śmiechu dziewczęcym
a czasem spod rzęsy też fasolką szklaną
znaczą lata jasność, kreślą też półcienie
bo nigdy krzywdy i ciemności dosyć
niesiona sennie z pszczelich brzmień organów
tam pod kopułą zbłąkanych nakarmisz
być może cienie mgliste to sylwetki
i dzień nam każdy uboższy od rana
bliższe, bo tylko pod kopułą tańczą
i w oczy patrzą, nie po to by kłamać
to ostania lekcja nasza Arsinoe
to dar kobiecy, to Stacja Karmienia
włosem błękitnym spłynie przez witraże
w małym skrzydełku zaświecisz kryształem
nie trzeba maluczkich obierać z ich kłamstwa
nie trzeba stukać w pokrowiec po skrzypcach
a palce pod stułą znaleźć przed ołtarzem
tam ich przebudzić spod rzęsy fasolką
bo są jak rozgwiazdy mrugające sobie
są jak dyplomy nauk o dyplomach
i więcej życia w witrażach kolebie
niż na ich twarzach barwnych kosmetykiem
dlaczego zwlekam, drobin gdzie ich nie ma
szukam po dywanie i długich ław rzędem
w jasnym orzechu, jak to u nas, patrzę
jego najbliżsi, twoi. Capuletti
czy cie nie zwiedzie ten chór na organach
śpiewaczki w wrzosach tenor w białym fraku
a może je przybrać pysznym piórem strusim
czy akord na wejście nie będzie zbyt smutny ?
róże rozrzucone może przez kadzidło
powinny płynąć twe nagie ramiona
i pierś strwożona jak dobrze pamiętam
obok znamienia krnąbrny sutka śpioszek
niech On będzie jasny, i niech jego oczy
o innej barwie wiodą cie z Księżycem
niech ma odwagę rozmawiać z motylem
niech w jego jedwabiach składa przyrzeczenia
nas nie wypatruj spojrzeniem, nie szukaj
my w cieniu nawy gdzie anioł czuwamy
ludki z kasztana kruchy piesek z chleba
byliśmy po to byś siebie poznała
byliśmy z tego, co łatwo zapomnieć
i to się innym nie przydarzy wcale
cicho się wtulimy w gładki kark anioła
aby jego oczy wreszcie zmatowiały
ciepłe, smukłe palce złóż na męskiej dłoni
jak harfę, skrzydła, ma nad głową anioł
one w kształtach szklistych, piór podłużnych
struny
aniołów maszt śnieżny
co do mszy nie płaczą
choć lot swój łamią na twych ustach
Ave ...
|