08:20 / 12.09.2011 link komentarz (2) | *****
Sławomir Różyc. Listy do Ivana Blatny. X. O moście Karola madrygał podróżny
tej ciszy dalekiej ....
O senność głęboka
odetchnie leniwie to formując piersi
obie stawiając cieple babki z piasku
a każda
z wolna gubiąc zapach mleczny
budzi się
z osobna i rozkwita sutkiem
twardnieje ciekawa tym powiewem rześkim
jaki po nich chlusta z otwartego okna
aby siedząc lepiła, ciepłe
w nogach łóżka
I jaki mi jej plecy czując w wybudzeniach
po kruchym zmaganiu długą szyję jawi
tam słonce wczorajsze w piegach
przedpołudnia
w rumianej skórce, skwierczy
nie dochodząc
ale już wstaje
O senności czuła
zawadza o słońce jej świtania skrzydło
sypią się ciężko lotkami po barkach
włosy to jeszcze czy pióra bocianie
na smukłych udach Najczerniejsza
z ciemnych
jeszcze mi przemknie pośladkiem wysokim
tym aromatem o kobiecych kwaskach
w nocnych zwilżeniach i już siąpi woda
nakrętkę z szamponu po łazience gonisz
i gołej stopy rozróżniam plaskanie
Wczoraj składałem w kartonie starannie
księgi pokutne i breloki krwawe
ten Śpiewnik nocą, co dzwoni o szable
tule troskliwie do piersi na schodach
i czuje cienie cofają się w ścianach
z westchnieniem ulgi żegnają się z nami
kiedy nareszcie nikt w plecy nie mierzy
na spust nie składa pośliniony palec
na strychu w pudle morza południowe
do snu kołyszą powstańczą dwururkę
obok Kościuszko zarys reform chłopskich
częstując bananem, kreśli, Piłsudskiemu
I już mi wolno zobaczyć cie w kuchni
gdzie się rozkładasz
wonią perfum kłamiesz
w biodrach jak księgą, ciepła
do pisania
jeszcze młot stuka
jeszcze krzeszą iskry
kosy prostują w kożuszkach
w sukmanach
one bez szczerby schowane za szafę
bo tam z wysoka przez szybki poddasza
w plasach jaskółek, oko
Komendanta
dzisiaj przy blacie na desce rzodkiewkę
szczypiorek z chrzęstem z noża do twarożku
jak długie ryby na twoich pośladkach
jak księżyc z bratem pod kształtnym dołeczkiem
w zmowie to było
przed słońcem ślepiącym
gdzieś pod materią przez szklane odbicie
jeśli się ruszysz w dłoń skoczą jak pstrągi
z drgającej toni
to życie pochwycę
Przecież czytałem już z nie jednej księgi
i piersi lewej miękkość w palcach warzę
jako sól warzy w kulistościach potem
i tam pod spodem na skórze wilgotnej :
Z wszystkich ludzi bardziej szanuj siebie
Jedni ci mówią, że nic nie potrafisz
nie umiesz pojąć i płaca za ciebie
Ale do takich niepotrzebnych
biednych
lgną wciąż obecni
siebie przeglądając
Już nóż odkładasz
gdzie za dłoń powiodę
kolistym cieniem drzewa rodzimego
od pnia odpada już gawiedź nadgniła
nie musisz czekać
Ono korą wzejdzie
Może na łące tym pijanym świerszczem
w trawie splecionej poprzez słońca łozy
drżącym powietrzem o burty łupinę
w masztach z łopianu łódką płyniemy
po rzece dobrej gdzieś szukając chłodu
chwili ciemności sunący pod przęsłem
a tam na moście i prawdziwym świecie
naród trwa dobry. A dobry ?
To mały
Wszystko, co przetrwa, musi przetrwać małym
Powiedzmy, w tęsknotach tych samolocików
Bo jeśli morze jest jedynie stawem
To serce przecież, od brzegu do brzegu
Ogromne buty, czy butów dostatek ?
I słowa proste, co w dostojne zdania
Już nas widzicie ?
wskazują palcami
i my jak dzieci
te uśmiechy znamy
po dobrej rzece
wolno, Czasu nurtem
z nimi świadomi drogi nam dalekiej
my po Wełtawie
na tej małej łódce
Słońce się mieni i błyska strzelbami
A to żołnierzyki do nas salutują
.... uważam ten wiersz jako niezmiernie istotny dla dalszej mojej twórczości ....
^
|