12:40 / 30.09.2011 link komentarz (2) | ******
Sławomir Różyc - Kryzys wieku średniego. Sztych konturowy
I. ciało.
w połowie lata porzuciłem ciało
talon skóry wyciągniętej ku brzegom
gładkiej dotykalności
ziarenek piasku
które dotychczas przesypywałem przez palce
aż się poczęły wyokrąglać
z połyskiem
przeciągłych odżywek gęstych
i skapujących ci
między piersi
II. kreacje
hallo ....
ten starszy pan w kapeluszu
zwykle słuchany przez innych
moje gestykulacje
w białej szafy lustrze
bo biel nieskazitelne skrywa obietnice
to jeszcze czasem jestem Ja
niezastąpiony w tym odbiciu
skupiający na sobie
szpiczaste rzęsy lokalnych dziennikarek
to one wabią marszandów w apaszkach
kiedy biegniesz dbając o trwałość sukni
wtedy jeszcze nie szczędzisz policzka
zrobisz to jeszcze raz osobiscie
niech trzeszczą kolejno papierowe pocałunki
zagłębiając się paznokciami w moje ramie
III. po północy
o pierwszej nad ranem bywam u siebie
bez krawatów w koszulach pomiętych
wreszcie zasłuchany w ciszę jak rumak
bez siodła albo siostra oddziałowa
kiedy w jej oczach nie ma fioletu
tego przeczucia i tego smutku
tych nieruchomych śliwek na łóżkach
na których domyka palcami powieki
IV. mały człowiek
nie ma takiej doliny, nie znam znamienia
na twoim podbrzuszu
abym ich nie przywołał, śpiewnie
znając zapach balsamu
nauczyłem cie przyzwyczajać
do sprężystych tapicerek
samochodów
kosztujących nas coraz drożej
jestem małym strachliwym człowiekiem
oddychającym twoimi ustami
muszę cię stąd zabrać
uchronić przed urazami
bo też jest to ciało nasze ostatnie
żadne dotknięcie już się nie powtórzy
V. ekg
istotne, nie zagubić rytmu kreseczki skaczącej po monitorze
nie wypaść z nutką po za skalę
to ja mówiłem Każde słowo będzie namaszczone pomiędzy nami
prostotą. I wiolinowy klucz na początku
za wcześnie na oczko od ostatniego pierścionka
jeśli ma znikać pod dywanem bezdźwięcznie
palców nie starcza daleko do jego odbicia pod etażerką
pompując oddech z ciemnego kąta
najważniejsze
nie zrywać się na dźwięk dzwonka
nie podrzucać w dłoniach słuchawki
Nie podrzucaj !
bo to jest puls na drucie
niech parzy
VI. odgadywanie ciała
ciało moje porzucone zakrada się do łazienki
dyskretnie rozsuwa kabinę
stara się, bardzo się stara, odszukać
twoich wypukłości
w obłych kształtach wanny
ciało rozmawia z płochością
twojej koszulki
wystającej rąbkiem
z kosza na bieliznę
ciało rozumie zabłąkane myśli
biegnące wzorzyście, a czasem złotą nitką
wtopioną
w zielonkowatość salamankowych glazur
uwierzcie, taki odcień istnieje
bo ona go znała
sprawdziła
ciepłymi palcami
VII. zatracenie
połyskujące krany należą do ciała
do odbicia w lustrze
kiedy dotykam podłużnych pędzelków
przykładam do policzka miękkim włosiem
zmuszam starego strachliwego człowieka
aby pochwycił ścięgna, ścisnął aortę
którymi kierował tym beztroskim ciałem
które miało wstawać, wzdychać
wabić znajomych
jedynie tych
o wysmukłych cieniach w świetle
o promykach
jakie nie ważą się tu zajrzeć
o ile nie przywołasz, mówiąc
Zobacz ! Słońce
Zobacz ! Błękit, piersi mojej
a przecież rozsypały się tutaj
już dawno
pośród kryształowych flakonów
w opuszczonym lustrze
VIII. vendetta
teraz już będę chodził boso
po książkach niby po wydmach
przesypując stronice między palcami
nie przycinając paznokci
wreszcie się rozmówimy z makaronem mącznym
długim i nawijanym wytrwale na widelec
stąd
aż do świetlistej fontanny w Florencji
niech niech szyją z piany wyprawia przeróżne dziwy
z czasem gładka
okażmy
nabrzmiały szacunek wysoko sklepionym pośladkom
w Genui
mozolnie
niech się na nas wypina ciemniejszy już Neapol
bądźmy antyczni po lekko żylaste już Palermo
a potem jeszcze mleczne
wspinające się na bose palce
do granic
jodłowania w Piemoncie
przez cały półwysep
ten długi
skapujący makaron
IX. normalizacja poglądów
jutro po kogoś zadzwonić
musi tutaj posprzątać
bezosobowo
i najlepiej w gumowych rękawiczkach
wystarczy spojrzeć
na rozwieszony w łazience stanik
jak na rozstrzelanie
jak na biały krzyk przez ulice
po jakieś zapomnianej rewolucji
niech pani Genia się krząta
ze wszystkich zapomnianych bułek
robi te kotlety podniebne
geste
jak jej kok z grzebieniem
niech siwe dni wrócą
niech się wmaszerują jej modlitewniki
piskliwie bolejące na czystością ciała
w załamywaniu rąk nas odnajdą
w bieli pożerania
odparują zwłoki naszych prześcieradeł
kolejno przeciągane przez krochmale
magla
powrócą pelargonie do czyśćca
z ich gmatwaniny w oknach usłyszysz
Odejdź
I oto wskrzeszone będą gołąbki w garnku
i niech jak dawniej ktoś
pierdzi w kuchni
X. pan Cabernet
to pociągły pan Cabernet
przekonał człowieka o dogodnościach wanny
z jego purpurowego smokingu zostało może
trzy czwarte
ale nie wspomniał
o naszych odwiedzinach u Strawińskiego
był gościnny
unosił się w powietrzu
jak jedynie on składa zaklęcia
dusząco i dostojnie
przeszklił źrenice
pootwierał kurki
czasem potrafi otwierać tętnice
lato 2009.
.. mniej cukru ...
*
|