sinuhe // odwiedzony 121194 razy // [nlog_pierwszy_vain szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (175 sztuk)
22:26 / 15.09.2012
link
komentarz (23)
****



Sławomir Różyc. Kroniki portowe. III. Bramy Delfina.
VI. Opowieści szpitalne. Motyle




Carmen tańczy w oknach szeleści w firanach
Posrebrzane nutki przeplata przez włosy
Zszarzałe fartuchy ciem w nektarach macza
Jeszcze wilgotne podrygują krucho

Tak łatwo się gubią jak brosze z bursztynu
Ale dostrzec można chromem powlekane
Plamkami w pluszu ich nocne proporce
Grzebień im ścieżki już w gęstych syropach

One w śnie z łóżek zrywają się w rombach
Tym puchem śniące błyskają przy skórze
A z wczesnym taktem ciągle mylą kroki
Kiedy z sal kołysząc na korytarz smugą

Cicho z szmerem chrupkim o siebie trącają
Dziecięce ptaszki składane z papieru
A każdy pragnie kotylionem zająć
Miejsce wśród pachnideł nocą w pięciolinii

Korowód im spłoszył strącony rekwizyt
Odgłos z nagiej stopy grzebanej w pościeli
Drżenie ich ramion - kiedy kapcioch leci
Plaskiem zbył parkiet - skrzydełka stężały

Jeszcze ćma się trzepie w rozmarynu mączkach
Palce chwytliwe rozmiękcza jantarem
Jeszcze zaplątane w ciepłych włosach Carmen
Ślepka połyskliwe jak z trzcinowych cukrów

Barwne ich rozety w ukośnych przelotach
Szpital się przekręca z wolna z boku na bok
Piętą szuka koca trzeszczą wózki w kątach
A one przez ciemność gdzieś w lawendzie trwają

Ciągną ćmy przez szprychy łatwopalnym puchem
Hej ! pudle cyrkowe przez płonącą obręcz
Szprychy ścieg za nimi zatrzaskują kłami
Skaczcie ! Przez sen krótki w słoneczny poranek

Bo może już jutro w czarownych diagnozach
Skromne szare skrzydła otworzysz na ławce
Będziesz znów motylem cudem ocalonym
Śnijcie ! My klaszczemy zdrowi nad areną

Jeszcze pewni swego jeszcze w nas ciekawość
Jeszcze krew nam novum na jezdni Wypadek
Skrzydełko w anyżu w odcień kardamonu
Opada z drżeniem pośród westchnień gapiów

W ciszy twardo brzegiem noc tasuje talie
Toczy się z ciemności prawie że z rękawa
Pierwsza z kart odkryta - a Król woła - Koło !
Przeznaczenie ? - szeptem słychać Pigmaliona

Wczoraj Król furkotał w brabanckich ażurach
Dłonie z tych koronek niby szczypce z muszli
W przezroczystej mgiełce kunsztowne szydełkiem
Nasz elektor Pająk - czulą się do siebie

A spojrzenie Króla z nad herbowych ostryg
Już tam na jedwabiach noc wyszywa wrony
Oczy ma niebieskie oczy w źródle poi
Czystym lodowatym po białe kamienie

Błękit wód stojących z algi w tchnącą zieleń
Przechodzi tam ryby tuż nad kamykami
Szybkie grzbiety w oczach żywe połyskliwe
Choć tam tylko karpie dłoni nie zanurzysz

Król Olch.

Kiedyś obiecałem wspomnieć o snach Ciemko
Anioł podwiązany a nic nie donosisz


Pigmalion.

Michał podwiązany serwetą przez Lusię
On jej opowiada w ich porach na deser


Król Olch.

Zawsze kiedy pada to ćmy dramatyczne
Jak kasztany w ogniu w cudzych dekoracjach
Podeszwy z tektury ! Klepsydry odręczne !
Niebawem powrócą bo ćma łebkiem w kryzys

Uważaj na ręce Czas karty wykłada
Dzisiaj przy tarocie czuwamy do skutku


Pigmalion

Niech zdejmą czajnik – cichnie gwizd w dyżurce
Król płaszczem chrzęści w olchach stawia słowo ...






VII. Carmela. Opowieść kapitana Dimitrosa Papaionau
nad kwaterką Chianti Pod Jednookim Strzępielem





Jakie błyskawice dziób Carmeli wiodły
Odkąd wręcz łupinę wzięliśmy za przemyt
Który w czasach trudnych furtem miastom włoskim
Stręczyli Maurowie a potem Cyganie

Skrycie my na łodziach wzdłuż wybrzeży Candi
Na przekór układom wśród przekupnych kupców
Zgodnie z glejtem Doży skrzyknęliśmy ośmiu
Stawiając pod areszt łaty na genui

A że łotry majtki wpław poszli do brzegu
Zda się koniec bliski nic oprócz szaleńca
Co ster nam nocą poprzez sny prowadził
Poprzez mgły w bolerkach tańczące syrenio

Szczęściem nam na pryzie wina nie zabrakło
Z onych gron w Toskanii co w słońcu pełzały
Krewka to wycieczka gdy głowa w przerostach
Dobija w czkawce o kamienne brzegi

Patrzymy po trawie w pylistej kurzawie
Jakaś dziwna jazda – Radzim - światłem miga
Co czynić ? Na kołach z masy elastycznej
Jeszczem się przeżegnał mocno krzyżyk chwycił

Do czynu za plecy schował kordelasa
Ale blady sternik co wiódł nas w niełaskę
Języka dobył w wysokich ćwierknięciach
Rychło nas w opiekę mameluki białe

Aby w Kwarantannach pokłaść poznaczonych
Jak Maurów pojmanych siwobrodych Żydów
Jacy pod sekretem płyną za księgami
Z których jedno Słowo zdolne świat odmienić

Pośród jazdy Wilczur z tych medyków giętkich
Jednako pachnący z dziwą z San Maggiore
Po bramach nie jednej dolny polik wygniótł
Ale tu opatrzność pokładłem w Dzieciątku

Opukał palcami piersi nam z egipska
Prawie jak cyrulik z farb na piramidach
Gębę mi odjęło prześcieradła śnieżne
Biorę między palce raz jedyny miałem

Kiedy w stan zaciężny wiodłem Afrodytę
Dla obu familii prześcieradła białe
Po plamkach krwawienia honorem nam były
A że chuda Afro dzieży nie ściskała

Jej to grzech okrutny mnie zaś teścia łodzie
Tako ustalone i zgodnie nożykiem
Słodko przepijając kurce szyjkę cieli
Za kawałek błonki dziś taka pokuta ?

Jeszcze sternik rzecze że serca wyjmują
Z truchła wnet odjęte podobno w zacniejsze
Przechodzą kompanie z godniejszym pożytkiem
Takim był przejęty że cypryjskie znaki

Naszego pana Piotra Grubym zwanym
Jakoś mi niewieścio potem w piersiach przeszły
Gdyby nie Ciemko w śnie rozmigotanym
Nie pytaj szalupy spod jakiej bandery

On ci w Labiryntach skłonny córki szukać
A my do łodzi w garść pludry zbierając
Pokazał palcem jak po gwiazdach wrócić
Bywaj ! ku opiece dałem Saracena

Dzisiaj Nasir wrócił oczy ma jak spodki
Jakby ciągnął fusy co grzeją na kawę
Widziałem Szklane Miasto bez powrotu
Lękam się powiedzieć : Jakie czasy idą ...





o bywa coraz częściej, że strofą nadążam tam, gdzie nie nadążam życiem ..


>