breaking_good // odwiedzony 34952 razy // [nlog/Prozac/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (151 sztuk)
00:43 / 04.03.2014
link
komentarz (2)
Zamiast tyle pisać, powinnam zacząć czytać, co napisałam. Powtarzam się. Powtarzam błędy od lat - te same. I dalej idę na żywioł, ze strachu przed konfrontacją z samą sobą. Zawsze tłumaczyłam "złe uczynki" "złych ludzi", starałam się zrozumieć, co nimi kieruje. Tylko, że wtedy miałam się za dobrą osobę. Może po prostu tłumaczyłam samą siebie?.. Czasami miałam przebłyski, czasami wiedziałam, co jest grane. Jednak imperium złudzeń, które stworzyłam na swoje potrzeby, rosło, przytłaczało zdrowy rozsądek, który prowadził mnie w dobrą stronę. Stronę prawdy. A że prawda była przykra, łatwiej było rządzić tym imperium, gdzie wszystko w jakiś chory i toksyczny sposób miało sens tylko dla mnie. Teraz rozumiem, że budowałam je tyle lat, obok rzeczywistości, w której żyłam, do którego uciekałam, gdy nie umiałam sobie normalnie poradzić z końcami świata, które ludzie powszechnie nazywają problemami. Dostrzec, zlokalizować i nazwać elementy imperium było ciężko - to był dla mnie szok. Zburzyć je, a przede wszystkim fundamenty - wymagało największej odwagi.. Było nieodwracalne, wiedziałam, że nie ma odwrotu. Dziś dopiero zdałam sobie sprawę, że choć imperium zostało zburzone - pozostał jego władca. Głodny, samotny, żałosny, który postradał zmysły i dalej rządzi, nie zdaje sobie sprawy, że jego imperium upadło, ale nadal wydaje rozkazy, zmusza do okrutnej walki, rozlewu krwi.

A to wszystko dzieje się w mojej głowie.

Nie mogę pogodzić się z tym, że to ja stworzyłam imperium, to ja stworzyłam jego władcę. Już od kołyski budowałam światy inne niż ten, z którym nie umiałam sobie poradzić. W przeróżne sposoby uciekałam od odpowiedzialności, nigdy nie godziłam się z tym, że zrobiłam coś złego. Nigdy. To było dla mnie tak nieakceptowalne, że wpadałam w różne stany, roiłam sobie różne rzeczy, żeby tylko nie musieć czegoś przeżywać. Czegoś, co ja zrobiłam, co ktoś zrobił, co się stało.. Nie wiem, czemu tak bałam się i boję rzeczywistości. Przekonałam się już, że przeżycie i przerobienie tego, czego się boję, normalnie, byłoby o wiele łatwiejsze, niż piekła, które robiło mi się w głowie. Robiłam sobie.. Ja.
Nie mogę pogodzić się z tym, że imperium istniało, że władca krzywdził i był okrutny, że to tak naprawdę byłam ja. Cierpiałam własne tortury. Torturowałam innych.

Wiem, że jakoś muszę się z tym pogodzić. Więc może powinnam zapytać "co zrobić z tym upadłym władcą, który nie wie, że już nie jest władcą i nie ma czym rządzić, a jest tylko obłąkanym, wściekłym starcem, który wydziera się na oślep i toczy pianę z ust?" On szaleje w mojej głowie czasami i jego rządy już nie mają sensu. Skoro już nie jest władcą, to czemu ma wciąż na mnie taki wpływ? Mam go zabić? Czekać, aż się zestarzeje i umrze? Co JA bym zrobiła? Gdybyśmy rzeczywiście mówili o człowieku, to bym go nienawidziła, ale mu współczuła i zapewniła bezpieczeństwo i komfort, ale w izolacji od społeczeństwa - by nie wyrządził już więcej krzywdy innym i jak najmniej sobie.
I tak sobie myślę.. Mówimy o człowieku. Ja mówię o człowieku we mnie. O człowieku. O mnie. O sobie. To jestem ja.