13:30 / 03.06.2015 link komentarz (0) |
„Pochwała jest pożyteczniejsza od kary” – Plaut
22 kwietnia 2015
Uważam, że twórcza krytyka jest nieoceniona, ale nie dla kogoś, kto leży pod toną gówna i myśli o sobie jak o nieudaczniku. Wtedy tylko desperacko szuka czegoś, czego może się złapać, żeby wyleźć. Tak? Nie wiem. Ja tak mam. I w ten sposób kilka małych wielkich rzeczy przyczyniło się do mojego z gówna wyjścia. Kilka osób, które pokazały mi, że wciąż są ze mną i chcą mnie w swoim życiu. I niczego z tego bym nie doświadczyła, gdyby najbliższa mi osoba nie zabiegała o to, żebym wylazła z nory. Zaczynam przekonywać się, że chcę spróbować jeszcze raz.. :)
Niestety..
23 lutego 2015
Czuję, że długa i mroźna zima już za mną. Myślałam, że nie zobaczę już promyczków nadziei, że utopię się w odmętach marazmu, że już nigdy się nie podniosę. Bardzo dobrze zrobił mi kontakt z ludźmi – Żanetka podjęła inicjatywę i nocowałam w jej rodzinnym domu, i jadłam kanapki cioci :) Przekonałam się, że jeśli coś się zmieniło, nie znaczy, że się skończyło.
W tym momencie najbardziej przeszkadza mi moja waga. Po odwyku przytyłam kilka kilogramów i pierwszy raz w życiu żrę ze stresu. Chyba mielenie gębą to jedna z nielicznych przyjemności, na które mogłam sobie pozwolić. Dopiero teraz zaczynam produkować w sobie siłę, żeby to zmienić, żeby cokolwiek zmienić..
Cieszę się na myśl, że już niedługo będziemy w nowym mieszkaniu i cieszę się, bo robimy parapetówę! :) Naprawdę nie mogę się doczekać.. :)
Już wiadomo gdzie, co i jak.
8 lutego 2015
Choć zwiedziliśmy kilkanaście mieszkań w różnych częściach Gliwic, wspólną decyzją wybraliśmy to mieszkanie, właśnie w tej okolicy – ulica Brzozowa. To mogłoby być już mieszkaniem docelowym, może będzie dało się je kupić później. Najtrudniejsze dla mnie będzie oddalenie od centrum – wszędzie daleko. Nie będzie to trudne ze względu na to, że daleko, tylko na to, że inaczej, że inna okolica. Wszystko co zmiana, co inaczej, napawa mnie lękiem.
Bardzo ulżyło mi, gdy dowiedziałam się, że umowa najmu jest na czas nieokreślony. Nie chciałabym być gdzieś uwięziona na rok.
Przeprowadzka
30 stycznia 2015
Nie mogę uwierzyć, że już nie będę tu mieszkać.. Wydaje mi się to nie do ogarnięcia. Ale to bardzo dobrze dla mnie. Podejrzewam, że to nawet może być dla mnie wybawieniem. Bez tego nie wiem kiedy uzmysłowiłabym sobie, że wszystko się zmienia. Tak jak pisałam – muszę pogodzić się ze wszystkimi zaprzepaszczonymi szansami i zacząć od nowa. Nie wiem, czy bez przeprowadzki miałabym na to szanse, bo czuję, że to mieszkanie wciągnęło mnie jak bagno. Dopiero teraz powoli do mnie dociera, że zmiany się już dokonały, ludzie poszli sobie, tylko ja zostałam i karmię iluzję, i boję się ruszyć. Tu jest moje bezpieczne więzienie – tu miałam zgnić. Tak ciężko mi uwierzyć, że nie będzie obok babci, że … i tutaj ciągle łapię się na tym, że nie mam już czego wymieniać! Kiedyś wszyscy byli tak blisko.. Wyprowadzili się! Kinia i Ala już dawno. Ala mieszka w Finlandii i ma męża i dzieci. Zosia już wróciła z Holandii, ale na jak długo? Dawid w każdej chwili może wyjechać, a jeśli nie, to i tak wcięło go po ślubie i już nie mogę w każdej chwili wpaść do niego, zwalić się na łóżko i oglądać filmy. Nie pójdę na noc do Żanetki, nie ma już jej pokoju, który kochałam, ciocia nie zrobi kanapek na kolację. Ola też się wyprowadziła i już nie wyskoczymy na kraka czy na skwerek w każdej chwili. Angelika jest w Anglii z Wiktorem, bezpowrotnie minęły czasy, gdy codziennie beztrosko wpadała tu po szkole, wpadała co chwilę, bez okazji, pozamulać. Bezpowrotnie minęły czasy, gdy bawiłam się z jej młodszą siostrą Nikolą, a także Natalią, Adrianem i Alexem. I Maciek już nigdy nie zostanie tu na noc. Ani Martyna – jest mamą, ma pracę i swoje życie. To mieszkanie już nie będzie łączyć tych i innych ludzi, których tu nie wymieniłam, bo ich już nie ma w moim życiu. Ale niespodzianka! Przecież już dawno nie ma tego wszystkiego, a do mnie dociera to dopiero teraz? Muszę się wyprowadzić, żeby to do mnie całkiem dotarło? Najwyraźniej. Dlatego traktuję to jak wybawienie, inaczej utknęłabym we wspomnieniach na zawsze. I wreszcie będę wolna od przeszłości. I uzmysławiam sobie także, że pogrzebałam przyjaciół w tej przeszłości i boję się z nimi żyć tu i teraz. Ostatnio nic nie robiłam, czułam się uwięziona, czekałam – teraz już wiem, na co.
Drugs
27 stycznia 2015
Fluoksetynę biorę od 2009 roku. Wspaniałe działanie Prozacu trwało rok (tęczą rzygałam, z gówna śmietanę robiłam, itp.). Przestało mi przeszkadzać wiele rzeczy w świecie, ludziach, a nawet w polskiej rzeczywistości! Przestałam „stwarzać” i czepiać się wszystkiego. Łatwiej było mi znieść niegodziwości, bezczelności, niesprawiedliwości, nierzetelności i wiele innych. Te zobojętnienie trwa do dziś. Fluoksetyna także stabilizuje moje emocje. Jednak wpadłam w przeciągu trzech lat w głębszą depresję, nie jestem już uzależniona od alprazolamu (Xanaxu), więc pojawiły się przeraźliwe lęki – zatem zapadła decyzja o odstawieniu fluoksetyny i zamianie jej na paroksetynę.
Oczywiście nikt nie zamierzał wprowadzić mnie w uzależnienie od alprazolamu w 2010 roku. Miał być doraźny, jednak po wielu nieudanych próbach wprowadzenia leków przeciwpsychotycznych, został na stałe. Na wszelkie neuroleptyki reagowałam z ogromną wrażliwością – omdlenia, spadki ciśnienia, przeogromna senność i apatia – nie dało się żyć. Teraz jestem po odwyku i od tamtego czasu stosuję Tisercin, głównie przeciwlękowo i przeciwpsychotycznie, ale marnie sprawdza się w tej pierwszej roli. Dlatego paroksetyna. A że najbardziej zależy mi na ustabilizowaniu huśtawki emocjonalnej bez efektu chronicznego zrezygnowania i apatii – dlatego lamotrygina (link do rozważań na temat lamotryginy w odnośnikach po prawej).
Życie bez leków było piekłem. Ale może wtedy byłam sobą? Czy bardziej będę sobą z odpowiednio dobranymi lekami? Czy to jest oszustwo? Tak niewiele miligramów jest w stanie zmienić człowieka w kogoś zupełnie innego. Kim ja jestem? Jaka jestem naprawdę? Te pytania dręczą mnie od tak dawna.
Nowy etap
22 stycznia 2015
Wybieram życie – jak zwykle. W związku z tym, niezbędnym krokiem jest, abym pogodziła się z utratą tego, co nie do odzyskania. Zaczynam od nowa, poniekąd. Oczywiście z przeszłości pozostają wspomnienia, doświadczenie i wnioski. I troszkę wiedzy, którą teraz spowija gęsta mgła. Gdzieś tam z tyłu głowy ciągle plącze mi się myśl, że miałam taki dobry start.. Ale wiem już, że tę fałszywą myśl zaszczepiła we mnie matka. Fałszywy obraz sielanki rodzinnej ludzi lepszych, wyjątkowych i ich złotego dziecka. Gdybym miała dobry start, to nie byłabym teraz w czarnej dupie. Nie jestem złotym dzieckiem. Mogłabym być, ale zostało to zaniedbane. Pochodzę z mocno dysfunkcyjnej rodziny, która nigdy się do tego nie przyzna, a wręcz na takie stwierdzenie zareaguje furią i pospolitym wyparciem. I ja żyłam w takim zaprzeczeniu przez te wszystkie lata, zmarnowane lata. Dopiero teraz mogę zacząć robić coś prawdziwego. Z całym szacunkiem – moi rodzice chcieli dobrze, poświęcili mi bardzo wiele i ze szczerego serca daliby mi wszystko o co bym poprosiła, ale spierdolili mnie. Właściwie mama. Do taty mam żal o to, że nie miał jaj, żeby mnie ratować. Same kłótnie niczego nie zmieniały, mógł się postawić.
Były okazje, już byłam daleko, już czułam wolność, już witałam się z gąską, ale mama nie pozwoliła mi uwierzyć we własne siły, nie dała mi odejść. Ostatnią najlepszą okazję miałam dwa lata temu, trwało to rok i zesrałam się ze strachu, nie wierzyłam, że dam radę. Jak nie wtedy, to niby teraz ma się udać? Jestem wrakiem, Mamo. Teraz Tobie grunt pali się pod nogami, a ja jestem zmuszona radzić sobie sama w najmniej odpowiedniej chwili. Nie przygotowałaś mnie do życia. Nie przemyślałaś tego zbyt dobrze. Mamo, zjebałaś to po prostu..
I co dalej?
19 stycznia 2015
Kiedy czuję się źle, boję się, że to nigdy nie minie, że zostanie mi tak już na zawsze. Trudno mi uwierzyć, że wczoraj było tak inaczej i że jutro też może być inaczej – lepiej. Mam wrażenie, że komunikacja między moimi neuronami odbywa się po smolistym bagnie. Czuję się taka przytępiona i ociężała na umyśle, że nie ogarnęłabym zasad gry „Kółko i krzyżyk”. Tak bardzo pragnę, aby to już skończyło się.Nie podoba mi się perspektywa trzy lub sześciomiesięcznej terapii pogłębionej. Myślałam, że w tym roku będę już w miarę ustabilizowana z lekami, znajdę pracę, pomyślę o szkole, a tymczasem po odwyku czuję się kompletnie rozmontowana i w depresji. Tęsknię też za ludźmi i spędzaniem czasu inaczej niż w domu.. ale co miałabym tym ludziom powiedzieć? To? Poza tym czuję się wśród ludzi odrealniona, jakbym była zamknięta w mydlanej bańce. Na domiar złego żrę jak świnia przez ten lek i tyję. Czasami miałam fazy na pizze i makarony, czy coś dobrego, ale nigdy nie miałam takiego ciągu do wpychania w siebie byle czego, żeby tylko mielić mordą. Mam sińce pod oczami, wypryski i wyglądam jak śmie(r)ć. I jak tu nie tęsknić za xanaxem? Czekam na wizytę u psychiatry jak na zbawienie i mam nadzieje, że go zaznam, bo tak się nie da na dłuższą metę.
I tak dalej..
16 stycznia 2015
Nie wytrzymuję już bez pisania. Ale.. zapomniałam co chciałam napisać. Może coś o braku koncentracji lub wielkiej zawodności pamięci krótkotrwałej. Może o koszmarach sennych, gdzie dręczy mnie moja matka i cierpią moje ofiary. Może o czymś bardziej prozaicznym, jak to, że nie mogę podzielić mojego antypsychotyka na równe części, bo to tabletka powlekana i substancja czynna rozmieszcza się nierównomiernie w związku z czym jednego dnia czuje się dobrze, a innego dokuczają mi zawroty głowy, omdlenia, depersonalizacja, dekoncentracja, odrealnienie, splątanie, lęki i ogólna nieznośność. A może o strachu przed jakimikolwiek zmianami, nawet tymi na lepsze i ogólnym lęku przed życiem w rzeczywistości, a nie tylko w mojej głowie. Może o tym, na jaką ohydną egoistkę i kalekę życiową wychowała mnie moja mama. Może o tych wszystkich dobrych ludziach, których skrzywdziłam ja i moje borderline…
Naprawdę nie pamiętam.
Medicated drama queen…
|