23:11 / 16.09.2015 link komentarz (2) | Straciłam matkę. Traciła w moich oczach od roku. Traciłam do niej szacunek. Traciłam wiarę w jej słowa, rozsądek i dobroć. Okazała się być kimś innym, niż mówiła. A wmawiała mi od pieluchy, że czarne jest białe. Że to, co czuję, nie istnieje. Mówiła, jak ważne są wartości - szczerość, dobroć w stosunku do innych ludzi, szacunek do nich, tolerancja, uczciwość. Czyniła jednak przeciw tym wartościom. Jak miałam dostrzec, że czarne jest czarne, a nie białe? Ilekroć to sugerowałam, wykrzykiwałam jej w twarz lub podważałam, argumentując - ona zrobiła wszystko, aby przekonać mnie, że jednak jest białe. Często grała moimi emocjami. Mimo, że w naszym domu odpierdalał się taki patologiczny syf i nienawidziłam moich starych, na zewnątrz, jak mantrę, powtarzałam to, co ona ciągle mówiła: "Jesteśmy szczęśliwą rodziną, mam wspaniałych rodziców, mam lepiej niż ktokolwiek, mama mnie rozumie, tato mnie wszędzie zabiera, mam czego zapragnę, jest super". Obraz, który opisywała tak długo i namiętnie, zastępował mi rzeczywistość. Czułam jak wiele jest wokół mnie złego, ale nie mogłam o tym porozmawiać, bo to przecież nieprawda. Co by mama pomyślała? Zalałaby się łzami, gdybym powiedziała coś złego na nich. Przecież to nieprawda, co ja wygaduję? Jak mogę srać do własnego gniazda? Jak możesz tak mówić po tym wszystkim, co dla Ciebie robimy? ...
Straciłam matkę. Co jeszcze straciłam? Iluzje, którymi mnie karmiła - iluzję poczucia bezpieczeństwa, iluzję zrozumienia, iluzję wsparcia (innego niż finansowe), iluzję świetlanej przyszłości, iluzję szczerości. A ja wierzyłam, że jestem bezpieczna, rozumiana, że mam wsparcie i wspaniałą przyszłość przed sobą, że ona jest ze mną szczera. To nie pękło jak bańka mydlana. Raczej był to proces powolnego uchodzenia powietrza z balonu. Nie zauważałam, jak balon zmniejszą swą objętość, lecz gdy już pozostała sama sflaczała guma bez powietrza - dziś widzę.
Już nigdy nie odzyskam dzieciństwa takiego, o jakim mama opowiadała, że mam, a nie miałam, lecz chciałam mieć..
"Czego chciałaś, mamo?
Tego już nie zmienisz,
wszystko się już stało"
Rojek zawsze potrafił ukłuć mnie w sam środek serca. Już od 13 roku życia zamiast rodziców rozumiały mnie jego teksty. I teksty Chylińskiej, Nosowskiej i Budki Suflera.. Zatapiałam się w nich często, by nie czuć się tak kurewsko samotnie na tym świecie. Mamo, dlaczego mnie nie uratowałaś? Dlaczego udawałaś i udajesz nadal, że nic na tyle alarmującego się nie działo, żeby interweniować? Dlaczego pozwoliłaś P. mnie skrzywdzić? Dlaczego mnie zatrzymywałaś i mówiłaś, że nic nie muszę i z Tobą nie zginę? Dlaczego wychowałaś mnie na kalekę życiową? Dlaczego nauczyłaś mnie hipokryzji, nieszczerości, sarkazmu, nienawiści, pogardy, wywyższania się, próżności, wiecznego narzekania i niezadowolenia? Dlaczego wmawiałaś mi, że nie jesteś wszystkim tym, czym byłaś? Dlaczego nie nauczyłaś mnie radzić sobie ze złymi emocjami i problemami? Dlaczego nie kochałaś i nie akceptowałaś mnie całej, tylko te części, które Ci się podobały? Dlaczego inne części mnie bagatelizowałaś, ignorowałaś, zaprzeczałaś ich istnieniu, gardziłaś nimi, nienawidziłaś i wstydziłaś się ich? Mamo, skoro byłaś taka dobra dla mnie, to dlaczego najbardziej brzydzi mnie, gdy ktoś porównuje mnie do Ciebie? Dlaczego do tego, by być dobrym człowiekiem, breaking good, oprócz miłości, drugą moją motywacją jest niestanie się Tobą? Czy, jak mi wpierasz, na pewno to ze mną jest coś nie tak? Czy przeszło Ci przez myśl kiedykolwiek, że mogę mieć rację, a Ty możesz się mylić? Czy kwestionujesz czasami swoje wybory i czy oceniasz siebie? Czy też usprawiedliwiasz wszystkie swoje czyny, jak też i tego mnie nauczyłaś. Mamo, czy musiałaś mnie wyśmiewać przy bliskich i obcych? Czy musiałaś mnie przy nich poniżać? Czy musiałaś mnie wiecznie zawstydzać? Czy musiałaś dawać wyraz swej pogardzie do mnie? Czy musiałaś mnie ciągle oceniać, komentować i porównywać? Czy musiałaś dawać mi dosadnie, wielokrotnie do zrozumienia, jak Ciebie oraz ojca zawiodłam i rozczarowałam? Mamo, mam do Ciebie jeszcze tyle pytań, ale to bez znaczenia, bo Ty nie potrafisz szczerze odpowiedzieć na żadne z nich, gdyż one dla Ciebie nie istnieją i nigdy nie istniały. Dlatego ich nie usłyszysz, ani nie przeczytasz już więcej. Mówiłaś, że zawsze jesteś przy mnie, ale czy mnie? Czy Ty w ogóle wiesz kim byłam i kim jestem? Czy widziałaś tylko tyle ile i co chciałaś? Mówiłaś, że mnie rozumiesz.. Nic nie rozumiesz, nie rozumiałaś. I nie zrozumiesz, bo nie chcesz - w chwili szczerości (powiedziałabyś "słabości", ale według mnie właśnie "silności") sama to wyznałaś. Zatem Twój wybór - będziesz żyła zgorzkniała, rozczarowana i zawiedziona swoją niewdzięczną córką, zastanawiając się dlaczego tak dobrą matkę spotkało takie cierpienie, ze strony dziecka, któremu dała wszystko. Nie było warto mnie mieć, prawda? Mogłam być o wiele bardziej taka, jaką chciałabyś mnie widzieć, gdybyś akceptowała mnie i kochała taką, jaka byłam. Mamo, spierdoliłaś sobie życie. Mam nadzieję, że mi nie do końca. Dojrzałam do tego, by nie traktować Cię jak wyrocznię, lecz jak niegroźną idiotkę, której się przytakuje. Walczyłam bardzo długo, byś się nią nie stała, byś dostrzegła, byśmy mogły być szczęśliwe. Poległam. Żegnaj.
|