16:05 / 30.03.2021 link komentarz (2) | Jest taki film, który bardzo lubię, w którym irlandzki rudzielec przenosi się w czasie wchodząc do szafy. Po prostu zamyka oczy, wyobraża sobie wydarzenie, do którego chciałby wrócić i po chwili już tam jest. Bardzo bym chciała tak umieć. Chciałabym wrócić do dnia, kiedy moja babcia kupiła mi różową torebkę z plastiku i w mojej pięcioletniej głowie nie mogłam być już nigdy bardziej szczęśliwa. Chciałabym ją jeszcze raz przytulić i poczuć ten jej babciowy zapach, dać mokrego buziaka i zjeść z nią żeberka z musztardą - moje ulubione danie z dzieciństwa.
Wróciłabym też do jednego z tych wieczorów, kiedy leżałam w piżamie na kanapie wtulona w tatę i oglądaliśmy serial, a on zasypiał i nie mogłam się wydostać spod jego ręki; jak uwielbiałam jego chrapanie i to, że nawet kiedy był świeżo ogolony, to czarne kropki zarostu przebijały mu przez gładką skórę.
Na pewno odwiedziłabym też jeden z tych dni w liceum, które w mojej pamięci zlewają się w jeden niewiarygodnie szczęśliwy czas spędzony z moimi przyjaciółkami, kiedy robiłyśmy wszystko zamiast się uczyć i przyjeżdżałyśmy do szkoły dwie godziny wcześniej tylko po to, żeby spędzić razem więcej czasu. Chciałabym zjeść z nimi po tej takiej pysznej drożdżówce z malinami i śmiać się z naszych nieudanych miłości.
Spotkałabym się na chwilę z moimi ulubionymi ludźmi poznanymi podczas studiów, którzy już dawno przestali być tamtymi wersjami siebie, a są teraz nudnymi dorosłymi; którzy przestali mieć pod skórą to, co w nich kochałam. Chciałabym ich spotkać, żeby jeszcze raz uwierzyć w to, że będziemy dla siebie na zawsze.
Pojechałabym w Bieszczady chociaż na jeden dzień. Potem wracałabym do tego dnia wchodząc codziennie do szafy i zamykając oczy. |