07:53 / 27.02.2002 link komentarz (1) | A. wrocila z Montrealu, wybawiona za wszystkie czasy. Grr grr grrrr, a potem ulubione pytanie: a Ty co robilas? Chwila zastanowienia: a wiesz ... tego... siedzialam na dupie. Przeczytalam "Outline of Philosophy" Russell'a i "Republic" Platona. Obejrzalam "hedwig and the angry Inch' po raz enty, spalam w ciagu dnia po trzy godziny na raz. Na telefonie spedzilam moze godzine, nie liczac R. Ciekawe, ze nie udalo mi sie poczuc znudzona ani razu. A. woli marne towarzystwo od zadnego, ja zdecydowanie na odwrot. Wiecej powiem, chwilami (nieczesto,0), preferuje samotnosc nawet od dobrego towarzystwa. Przyzwyczailam sie do niej, tylko ja sama mam ochote sluchac jednej i tej samej piosenki przez caly dzien, tylko mnie sama interesuje gdzie i po co pojade, kiedy nie bedzie mnie juz tutaj. Sa osoby, dla ktorych calkowicie oddalabym radosc z samotnosci: ale one sa daleko. Szkoda, oni nie ingeruja. Nie pytaja: o czym myslisz? Gowno Cie to obchodzi, na litosc Najwyzszego, nienawidze tego pytania.
No wiec tak. Jestem sama, bede sama przez najblizsze 3 miesiace. A potem nie odzyskam ciszy na bardzo dlugi czas, potem zaczyna sie Zycie z wielkiej litery. Przez ostatnie 10 lat uczylam sie znosic sama siebie i kiedy wreszcie mi sie udalo, nie bede mogla nawet tej zdolnosci spozytkowac. Beda inni do znoszenia, niektorzy o wiele gorsi. |