00:52 / 15.03.2002 link komentarz (3) | A kiedy wreszcie wyszedl czekala na niego Juanita. Byl swit, ten plaski i szary swit, ktory kojarzy sie z porannym zmarznieciem. Juanita drzala. Jose Rodriquez Montoya stal sztywno na krawezniku. Stal juz jakis czas, bo puscili go o godzine wczesniej. Puscili go wczesniej na zlosc. Po to wlasnie, zeby stal w tym plaskim i szarym swicie. I zeby czekal. Juanita podeszla do Jose. Podeszla chwiejnie, podeszla patrzac sie w jego otwarte szeroko oczy. Wlasciwie nic, ale to nic nie zmienilo sie w wygladzie Jose. Wygladal jakby nie spal wiele dni, co przeciez bylo u niego naturalne. To cofajac, to wyciagajac dlon wreszcie dotknela Jose. Stal sztywno.
- Jose - zapytala - Jose, co oni ci zrobili?
Cisza.
- Jose - pytala niezrazona, pytala by zabic cisze - Jose, o co cie pytali?
- Co im powiedziales? - zabijala cisze, bo ciszy nie mogla zniesc.
I wtedy Jose poruszyl wargami. Bezglosnie poruszyl wargami; nie bylo miejsca na dzwiek, bo z ust Jose zaczela wyplywac slina spieniona krwia. Bulgocace strumyki torowaly sobie droge, wdrapywaly sie i przeskakiwaly szorstki zarost Jose.
- Jose?
- Pytali, dlugo pytali. Pytali caly czas - wycharczal.
- Jose?
- Pytali, kiedy znow wstana 2SloncaNadKadyksem.
- Jose? Jose!!!!! - Juanita zaczela wrzeszczec. Wrzeszczala na tyle glosno, ze tuz za rogiem ktos otworzyl ciasna okiennice.
- Jose, co im powiedziales?!!!!
- Powiedzialem, powiedzialem im, ze one, te slonca wstaja, kiedy ja chce.
- I co, co, co, co? - dopytywala.
- Nie wiem. Tak mi sie wydaje, ze tak im powiedzialem. Ale nie wiem, uwierz, nie wiem. Caly czas spalem.
.
|