kaczuszka // odwiedzony 135540 razy // [era_chaosu_mumik szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (467 sztuk)
17:36 / 30.05.2002
link
komentarz (0)
Czesc 1
Wyjrzała przez okno. Powietrze pachniało latem. Kwiaty, które rosły tuz pod parapetem święciły wszystkimi kolorami w porannym, lipcowym słońcu. Drzewa szumiały cichutko na spokojnym wiaterku, który zatańczył sobie nagle w ogródku. Z okna pani Makowskiej, jak co dzień o tej porze, płynęły delikatne dźwięki jej fortepianu. Idealnie komponowały się z magia tego poranka. Było ślicznie. Było wakacyjne. Aż się chciało żyć.
Usiadła za biurkiem, które znajdowało się tuz przy oknie. Zawsze lubiła pisać, będąc blisko przyrody. Kochała śpiew ptaków i wszechogarniającą cisze. I zapach świeżo skoszonej trawy.
Przed sobą położyła plik białych kartek, kałamarz z atramentem oraz duży kubek z mocna herbata earl grey z cytryna. Zastanawiała się, czy nie pisać na maszynie albo jeszcze lepiej- na laptopie. Ale szybko odrzuciła te możliwości, ponieważ żaden komputer nie dawał jej tyle natchnienia, co zwykła, biała kartka.
Napełniła pióro atramentem. To było bardzo ładne, drogie pióro, które przywiózł jej Filip z Francji. Lubiła nim pisać, bo miało bardzo ostra i cienka na końcu stalówkę, wiec pismo od razu stawało się zgrabniejsze i bardziej czytelne.
Wzięła łyk herbaty, odetchnęła głęboko i zaczęła myśleć, jakby tu zacząć kolejne opowiadanie. Nie miała żadnego konkretnego pomysłu. Czuła po prostu nadchodzącą potrzebę przelania swego natchnienia na papier. Czuła, ze musi cos napisać. Lecz niewiele udało jej się stworzyć, gdyż w tym momencie do pokoju weszła mama.
- Elizo, masz gościa.
Dziewczyna spojrzała w stronę drzwi i ujrzała za mamą Filipa.
Bardzo się zmienił przez ostatnie pięć lat. Zmężniał, spoważniał, wyprzystojniał. Wydal jej się taki dorosły, taki dojrzały, tak znający życie.
W pierwszej chwili nawet nie uwierzyła do końca, ze to on- tak była zaskoczona.
Filip wszedł do pokoju, zamknął za sobą drzwi, a ona nadal siedziała za biurkiem, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji na jego widok.
- No to jestem...- odezwał się wreszcie Filip, lekko speszony milczeniem Elizy.
- Przepraszam- ocknęła się nagle i wstała zza biurka, podchodząc do niego.
Nie bardzo wiedziała, jak ma go powitać- czy rzucić się na szyje, czy może raczej powiedzieć spokojne „dzień dobry” i spytać „co u ciebie?”.
Filip przez chwile tez wahał się, co uczynić, ale w tym momencie Eliza podała mu rękę, mówiąc chłodno „cześć”. Zdziwił się trochę.
- To tak się witają przyjaciele po latach rozłąki?
- No... nie...- odparła Eliza niepewnie i, nim się zorientowała, już tkwiła w jego muskularnych, dużych ramionach.- Czemu nie pisałeś?- spytała, wciąż trwając w cudownym uścisku.
- Wiesz, jak to jest...- rzucił po chwili, siadając na jej łóżku.- Dużo pracowałem, zresztą nie wiedziałem, czy kiedykolwiek jeszcze wrócę i czy jest sens zawracać ci głowę.
Spojrzała na niego uważnie. Cos ukrywał. Zignorowała jednak jego zakłopotanie i rzuciła kolejne pytanie.
- Jak ci się żyło przez ten czas? Co się z tobą działo? Co robiłeś?
- Pracowałem to tu, to tam. Głownie zajmowałem się tym, co zawsze. Poznałem tez bardzo mila kobietę, Vivienne. Myślałem o niej poważnie, ale... – urwał tutaj i widać było, ze nie chciał mówić więcej.
Eliza tez czuła, ze nie bardzo chce słuchać o kobiecie Filipa. Cos ja zakłuło na dźwięk jej słodkiego, francuskiego imienia. Mimo to nie dala za wygrana.
- Ale?- spojrzała mu prosto w oczy, chociaż on unikał bardzo jej wzroku.
- Ale... zmarła.
- Przepraszam...- Eliza spuściła głowę. Głupio jej było tym bardziej, ze gdzieś głęboko odczula cień satysfakcji.
- Nie, nic nie szkodzi- wymamrotał, a po chwili nawet się uśmiechnął.- Bardzo się cieszę, ze cię widzę, wiesz?
Zabrzmiało to trochę dziwnie w jego ustach. Jeśli faktycznie tak był z tego faktu zadowolony, jeśli rzeczywiście spotkanie z Eliza było mu potrzebne, to czemu nie odezwał się wcześniej? Przecież ona tak czekała. Każdego dnia zaglądała z nadzieja do skrzynki, lecz ona była ciągle pusta.
- Jak ci idzie francuski?- spytał po chwili milczenia.
- Dobrze, dziękuję. Chociaż nie ukrywam, ze odkąd nasze lekcje skończyły się, wiele rzeczy uleciało mi z głowy.
- Nous pouvons parler Français!- uśmiechnął się wesoło.
- No, thanks. I’d rather talk in English- odparła rezolutnie.
- Je ne parle pas Anglais, tu sais bien.
- And that’s what makes our talk so funny!
Oboje się roześmiali. Eliza przez chwile poczuła się jak dawniej, kiedy godzinami mogli tak rozmawiać na dwa języki.
Popatrzyła na niego. Och, jak bardzo się zmienił. Już nie miał gładkiej, chłopięcej buzi. Teraz na jego twarzy gościł spory zarost, skora była ogorzała od słońca, oczy już nie takie rozbiegane, ale mądre i spokojne. No i dłuższe włosy, które- przy tej długości- nagle zaczęły się kręcić. Filip rozrósł się w ramionach i Eliza teraz dopiero dostrzegła, ze nabrał wdzięku, którego kiedyś niewątpliwie mu brakowało, a który ona jedna w nim widziała. Teraz z czystym sumieniem można było stwierdzić, ze zrobił się z niego zupełnie przystojny facet.
- No, a co u ciebie, droga Elizo?- zaakcentował jej imię i rzucił lekko zawadiacki uśmiech.
- U mnie?- zamyśliła się.- Wiesz, chyba nic się nie zmieniło. Skończyłam szkole, dostałam się na studia, na dziennikarstwo, napisałam książkę.
- Naprawdę?
- Tak, ale jeszcze jej nie wydalam. Dopiero robię poprawki.
- Widzę, ze nie próżnowałaś. To bardzo dobrze. Pewnie czujesz się szczęśliwa i spełniona?
- Tak...- westchnęła ciężko.- Na to wygląda...