22:09 / 01.06.2002 link komentarz (3) | Dziś pojechaliśmy do starego domu w jednej z podwrocławskich miejscowości. Dom pachnący węglem, drewnem i starociami; tak przytulny, że prawdziwą przyjemnością było spędzić w nim burzę, która szybko przeszła nad miasteczkiem. Przedyskutowaliśmy wyższość herbaty nad kawą lub na odwrót i różnice w zwyczajach związanych z ich piciem w różnych miejscach świata. Wróciliśmy szybko, ale do końca dnia będę się czuć przesiąknięty atmosferą tego miejsca.
Nawdychawszy się zapachu drewna zaczynam marzyć o wakacjach i o jednej z tych pozbawionych właściciela drewnianych chatek w górach, opuszczonych, stojących w miejscach znanych wtajemniczonym turystom. Poza zwyczajnymi atrakcjami życia bez cywilizacyjnych udogodnień, nigdy nie wiadomo, czy ktoś ich już nie zajął; nie da się tego sprawdzić inaczej, jak idąc tam. Zwykle ktoś już jest, ale ktoś gościnny. Powstaje tymczasowa komuna - obcy ludzie stają się na kilka dni czymś na kształt altruistycznie dzielącej się rodziny, a potem zwykle się już więcej nie spotykają. Krótkie zaspokojenie pragnienia pierwotnej wspólnotowości, dostatecznie krótkie, by nie było czasu się nim znużyć i mieć dość.
Idę zagrać z Acherontem w Scrabbla. Wczoraj wygrał dziewięcioma punktami, czym rozbudził we mnie ambicję. |