Heh no i juz po egzaminie na prawko. Oczywiscie go oblalem bo jak mogloby byc naczej, czulem od wczoraj, ze obleje egzamin na placu manewrowym i tak wlasnie sie stalo.
Testy nie sprawily mi zadnego problemu, po okolo 4 minutach mialem juz wszystko gotowe, podnosze lape i mowie, ze juz skonczylem, a egzaminator mowi, niech Pan sobie jeszcze wszystko sprawdzi, tak wiec sprawdzilem wszystie pytania i nacisnalem "Koniec", wyswietliala mi sie jakas glupia informacja z ktorej dopiero po chwili wyczytalem, ze popelnilem zero bledow. A egzaminator do mnie podszedl i powiedzial, czemu nacisnalem sam na "Koniec" gdy on nie kazal mi tego zrobic, ale co tam nie przejmowalem sie.
Na 9 osob ktore mialy ze mna zdawac egzamin jedna osoba nie przyszla, a dwie zlaly test, wiec jako ze ta osoba ktora byla 1 na liscie byla nie obecna wiec mi przyszlo losowanie zadan na placu. Wylosowalem "zatoczke" i "ruszanie z recznego". Z "zatoczki" zbytnio sie nie ucieszylem, ale z recznego bardzo. Pozniej gosc wychylil sie przez okno i powiedzial "plac gorny jest wolny wiec tam pojdziemy". U nas w osrodku sa dwa place manewrowe gorny ( ktory jest rudniejszy bo jest pod gorke ,0) i dolny ( zwykly plaski normalny placyk ,0). Wiadomosc, ze czeka mnie egzamin na "gornym placu" nie ucieszyla mnie w ogole, zreszta widzac po minach innych osob z grupy nie ucieszyla nikogo.
Poszlismy na plac manewrowy, oczywiscie nikt nie chcial jechac pierwszy wiec ja zostalem wystawiony na pierwszy ogien. Wsiadlem, ustawilem sobie fotel, lusterka, zapisalem pasy, gosc podszedl i mi mowi, ze jesli jestem gotowy to moge zaczynac.
Wiec zaciagnalem reczny ( bo placyk jest "pod gorke" ,0), zapalam silnik, mam zamiar ruszyc i auto gasnie mi, troche zestresowany odpalam auto kolejny raz, puzczam powoli sprzeglo, oczywiscie auto gasnie, zaczynam denerowac sie coraz to bardziej, jeszcze raz zapalam silnik, staram sie puscic sprzeglo jak najwolniej i znowu auto gasnie, widze, ze egzaminator patrzy na mnie ze zdziwieniem, a tak samo patrza na mnie inni z rupy. W koncu udaje mi sie ruszyc, jade sobie spokojnie, dojezdzam do lini za lukiem, zatrzymuje sie tak bym lewy pacholek mial w polowie wycieraczki ( tak sie naucyzlem ,0), a egzaminator mowi, ze brakuje mi 10 cm i bym powtorzyl manewr, staram sie ruszyc, i znowu gowno, auto gasnie, zaczynam sie powaznie denerowac. Opadalam raz jeszcze jest, udalo sie, auto mi nie zgaslo, jade wszystko ladnie pieknie, dojezdzam do lini a lukiem i zatrzymuje sie troszku dalej, egzaminator mowi, ze bardzo dobrze, zebym zaczal cofac, hmmm okazuje sie, ze cos niezbyt idzie mi wrzucanie wstecznego biegu, egzaminator podszedl i powiedzial mi jak to zrobic, wrzuca bez problemu wsteczny, ruszam, trzymam sie bialej linii w prawym lusterku, jade sobie, wyjezdzam na prosta, zaycznam odbijac ale widze w lewym lusterku, ze gubi mi sie linia z prawej, wiec krece kierownica w prawo. Ale co z dupa zbita, z racji tego, ze placyk jest na gorce, auto mi sie stacza i lewym przednim kolem najezdzam na linie po lewej, Pan mi mowi, ze dziekuje i zaprasza ponownie.
Wiec tak wygladal moj egzamin, do egzaminatora nie mam adnego problemu, tylko ciulato troche, ze placyk nie jest plaski no i ze kurde autem nie da sie ruszyc.
Po mnie zostalo 5 osob. Pierszemu kolesiowi tez auto gasnie przy ruszaniu gdy juz ruszyl i jechal prosto z jakies 3 metry zgaslo mu auto, koles kazal mu powtorzyc manewr, koles juz bardziej sie stara, ale nie dojechal u gory do linii i egzaminator go oblewa.
Kolejna osoba, najpierw chlopaczek najezdza na slupek przy jezdzie w przod, pozniej gdy juz prawidlowo dojechal do gornej linii zaczyna cofac, ale robi ten sam blad co ja, najezdza na lewa linie lewym przednim kolem. Trzecia jest taka wyrabana panna, auto jej gasnie przy ruszaniu tak jak i mi, w koncu jedzie, oblewa za najechanie na linie przy cofaniu, a drugi raz nie dojechala dobrze do linii cofajac. Czwarta osoba, facet okolo 50 lat, jedzie do gornej linni, dobrze sie zatrzymuje, cofa ale zle dojezdza do poczatkowej linii, egzaminator kaze mu powtorzyc, facet zalicza luk i jedzie na zatoczke. Na zatoczce, pierwszy raz najezdza na pacholek, drugi raz gdy jest juz w ssrodku zatoczki, rusza auto mu gasnie i stacza sie zahaczajac o tylne pacholki. Jak poszlo ostatniej osobie nie wiem, bo juz poszedlem bo myslalem, ze mnie szlak jasny trafi.
Podaczas kursu na luku moim najwiekszym problemem byl dojazd do linni cofajac, a na linie najchealem tylko raz. Szkoda...
|