pomyślałem sobie dzisiaj - a rzucę to palenie. wczoraj mnie strasznie zmęczyło po treningu, i jeszcze parę osób mnie zainspirowało rzuceniem. nie w kontekście zdrowia, mam silny mechanizm negacji, znaczy pośrednio o zdrowie chodziło - można więcej pompek wycisnąć.
wszedłem do biura po klasycznych dwóch papierosach i sobie przypomniałem czemu tak lubię wychodzić na papierosa.
ludzie w biurach, windach, kioskach, całym tym przyległym syfie mówią tak dużo strasznych komunałów. z czego tutaj czerpać inspirację? no przecież nie z opowieści o długim weekendzie w windzie, ani o kejsach które znam sprzed dwóch dni, prześledziłem do samego dna i na wylot, z kimś, kto jest świeżo zainspirowany. czuję się wtedy za bardzo znudzony. lubię papierosy.
najebac się i wytrzezwiec - subiektywne określenie czasu potrzebnego na stworzenie pierwszego tekstu pod własnym nazwiskiem, najczęściej stosuje się go w przypadku tematyki która z założenia jest skomplikowana.
czasami stosuje się je w określeniu przeżyć nie dających przejść że sobą do porządku dziennego, na przyklad "chlopie bo się kurewsko obawiam, wiesz, tyle lat chcialem to napisać, a dedlajn przyszedł tak szybko, chodź że mną bo muszę się najebac i wytrzeziwec żeby to zrobić"
musisz wypierdolić bardzo wiele kobiet
pięknych kobiet
i napisać parę przyzwoitych wierszy miłosnych.
i nie przejmuj się wiekiem
ani nowymi talentami.
pij tylko więcej piwa
coraz więcej piwa
i przynajmniej raz w tygodniu chodź
na wyścigi konne
i wygrywaj
jeśli to możliwe.
nauczyć się wygrywać jest trudno –
byle łajdak może być świetnym pechowcem.
i nie zapominaj o swoim Brahmsie
swoim Bachu i swoim
piwie.
nie przemęczaj się.
śpij do południa.
unikaj kart kredytowych
i płacenia za cokolwiek w
terminie.
pamiętaj, że na tym świecie nie ma
dupy wartej więcej niż 50 dolców
(w 1977).
jeśli masz zdolność kochania
kochaj przede wszystkim siebie
i zawsze bądź świadom możliwości
kompletnej klęski
czy jej powody
wydają się słuszne czy nie –
wczesne dotknięcie śmierci niekoniecznie jest
złą rzeczą.
trzymaj się z dala od kościołów, barów i muzeów
i jak pająk bądź
cierpliwy –
czas każdemu jest krzyżem
plus
wygnanie
klęska
zdrada
cały ten złom.
zostań przy piwie.
piwo to wieczna krew.
wieczna kochanka.
spraw sobie wielką maszynę do pisania
i słysząc kroki w górę i w dół
za swoim oknem
wal w nią
wal porządnie
niech to będzie walka w wadze ciężkiej
uczyń z niej byka, co pierwszy raz wbiega na arenę
i pamiętaj o kolesiach
którzy walczyli tak dobrze:
Hemingwayu, Célinie, Dostojewskim, Hamsunie.
jeśli myślisz, że nie wariowali
w malutkich pokoikach
tak jak ty teraz
Dziennikarstwo to nie zawód ani branża. To tylko mizerna szansa na zaistnienie dla popaprańców i odmieńców – fałszywe drzwi na zaplecze prawdziwego życia, obrzydliwa, zaszczana nora zabita dechami przez inspektorów budowlanych, ale dość głęboka, by każdy pijaczek mógł stoczyć się do niej z chodnika, żeby tam walić gruchę jak małpa w zoo.
Jakiś człowiek przejeżdżający na rowerze zatrzymał się i zapytał, skąd te zielone ubrania; czy to jakiś klub? Harding od razu się zerwał, żeby mu odpowiedzieć.
- Nie, przyjacielu. Jesteśmy szaleńcami z tego szpitala przy szosie, psychoceramikami, stukniętymi garnkami ludzkości. Rozszyfrować panu test Rorschacha? Nie? Spieszy się pan! Ha, już go nie ma. Szkoda. Nigdy przedtem - zwrócił się do McMurphy'ego - nie zdawałem sobie sprawy, że z chorobą umysłową wiąże się władza. Władza!
kurcze a miałem tutaj pisać reportaż, specjalnie na podlasie się wybrałem! ale okazuje się że zamiast na podlasie, to pojechałem pociągiem w głąb samego siebie
mentalny trzydziestolatek - wpisalem sobie w kalendarzu spotkanie o drugi etat w dzień swoich urodzin, w zasadzie o tyle dobrze, że będę mógł się pojawić i tu i tu w ulubionym swetrze i koszuli. kurwa swetrze i koszuli człowieku! ale chociaż jakieś kolorowe skarpetki zaloze żeby było coś z bezguscia
ostatnio, przez internet oczywiście bo nie mam szczęścia/przekonania/śmiałości (codziennie inaczej) spotykać kobiet w rzeczywistości, spotkałem jedną przez internet, mam ją za swoją Olge
ach cholera bo nie lubię edytować tych logów jak nieszczęście, ale zawsze mi się coś przypomni - czy masz tak że każdego dnia jak spojrzysz na siebie ze wczoraj myślisz, że byłeś idiotą? i tak proporcjonalnie do każdego dnia wcześniej? nawet do minut? ale z takim samokrytycyzmem, widzisz co mogłeś zrobić lepiej, nie z czystego pesymizmu. który bądź co bądź jest bardzo zdrowy! a nawet kreatywny jak przeczytałem na natemat!
w każdym razie masz tak? czujesz się zupełnie merytorycznie nijaki?
nie wiem jak wyrobić sobie ten brzuch. nie wiem jak nadrobić studia. nie wiem czy dobrze robie pchając się w te całą branżę. nie wiem czy to nie za dużo że robię jeden etat, że robię jeszcze zlecenie, że rozważam jeszcze drugie i trzecie. w zasadzie za parę dni będę miał dwadzieścia dwa lata, jestem dosyć młody, moi znajomi pracują w rozliczeniach, w sklepach, w gastronomii i nie martwią się jeszcze o swoją przyszłość. a może martwią bardziej, bo ja już coś w tym celu robię... tak mi się wydaje. w zasadzie nie wiem jak wygrać życie.
ale doszedłem do wniosku przedwczoraj - że właśnie pies którego się nie głaszcze głośno szczeka. ale dzisiaj jestem jakiś wyprany i jakoś nie mogę się podnieść na duchu. bo niestety - jakoś wszyscy znikli, chociaż i tak od dawna staram się liczyć tylko na siebie
i słowem zakończenia, bo w sumie już mi się skończył taki podły nastrój, więc inną nutą!
zawsze mnie strasznie śmieszą męskie toalety!
młodzi, czasami nawet młodzi ojcowie, czasami nawet podstarzali dyrektorowie, stoją przed pisuarami. i lekko pochyleni, z takim zafrasowanym spojrzeniem, patrzą na ten pędzel jakby miał od tego urosnąć
dzisiaj odezwał się do mnie kolejny zleceniodawca, to będzie 4 z którym teraz rozmawiam, pomijając etat na umowie zlecenie oczywiście
śmiesznie o tyle że to pierwsza dziewczyna z która się całowałem! teraz jesteśmy duzi i rozmawialiśmy o marketingu interaktywnym, ale jak podeszła to zobaczyłem ta mlodziutką brunetke o lekko ciemnej karnacji wtedy, gdy nosiła rozpuszczone włosy i piliśmy jedne z pierwszych piw
w każdym razie rozmawiamy. oczy ma takie same jak nie głębsze. i mówi mi i wymienia walory tej jej fabryki i śmieje się i coraz to swoje walory podkreśla podrzucajac lekko włosy a ją myślę:
briefowałbym
bo w ogóle chciałem napisać dzisiaj coś poważnego, coś na temat artykułu który dzisiaj miota sieć na kawałki (http://www.weszlo.com/news/13302-Oglupiali_mnie_dlugo_i_-_o_zgrozo_-_skutecznie_Jestem_idiota). ale nie mam głowy
i poprzez obróbkę mechaniczną blenderem zrobiłem zaprawę do budowy lepianek z dwóch pomidorów, dwóch ostrych papryk konserwowych, dwóch łyżek śmietany i czterech kotletów mylonych z mięsem
zjadłem ze smakiem jak była pusta kuchnia
i w sumie tyle
wracam do swojej herbaty miętowej bo mi ten wpis wcale nie pomógł. ale bycie blogerem kulinarnym to super rzecz
pac!
decyzja o założeniu bloga pojawiła się nagle. przy wstępniaku do autorskiej serii wywiadów okazało się że mam coś więcej do powiedzenia pod swoim własnym nazwiskiem niż nim i logotypem serwisu. nie ograniczony formą i czy dobrze czy źle, bo blogger dziennikarzem? właściwie jeszcze nlogger, ale to kwestia czasu. z tym dziennikarzem chciałbym powiedzieć to samo!
heh! nawet śmiesznie się składa, bo bloga prowadziłem dwa razy. raz tak że mnie zostawiła dziewczyna (bo tutaj byłem wylewny, a tak to nie zanadto), wróciłem do niego usuwając treść jak mnie zostawiła i tutaj sobie chlipałem. może do trzech razy sztuka właśnie? heh!
no to cześć, i jak to ktoś czyta to jestem zupełnie zdziwiony