2lazy2die // odwiedzony 520913 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (1313 sztuk)
03:08 / 16.09.2001
link
komentarz (6)
Jose Rodriguez Montoya zszedł na plażę. Była już dziewiętnasta z minutami, więc ludzi jak na lekarstwo. Ot, gdzieś tam, w oddali jakaś zakochana para, jakiś samotny młodzieniec polujący na plażową dziewczynę, najchętniej z zagranicy. Jose przyszedł na plażę na dyżur. Sam sobie te dyżury wyznaczył, sam określał godziny, dni, czas trwania. Nikt go o to nie prosił, nikt mu za to nie płacił, nikt nawet o tym nie wiedział. Jose jednak przychodził na dyżur uparcie, zdecydowanie, jakby z wiarą, że to ma głęboki sens. Jose rozstawił krzesełko, usiadł i dyżurował. Nawet ta zakochana para, gdy przechodziła obok Jose, nie miała wątpliwości, żadnych wątpliwości, że oto na krzesełku składanym siedzi mężczyzna na dyżurze. Jose był czujny, jego zmysły napięte. Dyżur wszak jest czekaniem na niebezpieczeństwo. Czekał tak prawie trzy godziny. Nic się nie wydarzyło. Cisza. - Na szczęście dziś było spokojnie - szepnął Jose, złożył stołek i powoli zaczął wracać do domu.

.