2lazy2die // odwiedzony 521079 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (1313 sztuk)
04:06 / 13.10.2001
link
komentarz (4)
- Jak było? - zapytała Julia, zapytała z tą odrobiną ironii, ironii w tym sensie, że kobieta bywa ironiczna, gdy próbuje zrozumieć jakieś działanie od niej niezależne, a ma wrażenie, że została tym działaniem zdradzona. Wrażenie tylko, bo wie, że nie została zdradzona.
- Jak było? - pytała więc ironicznie Julia, pytała Jose, który właśnie wydłubywał z zza uszu ostatnie ziarna piasku.
- Było cudownie - odpowiedział Jose Rodriguez Montoya, obolały Montoya, Montoya zadyszany, ze sliną wymieszaną z piaskiem, z zapiaszczonymi włosami, z piaskiem między palcami, z piaskiem w oczodołach, odpowiedział Jose Rodriguez Montoya, jak Dolina Krzemowa.
- Było cudownie - odpowiedział zatem Jose nie bardzo słysząc ironię Julii - Było ciemno, było wilgotno, było duszno. Dusiłem się pod ciężarem, rzygałem zatkanymi płucami, miałem czerń i czerwień w oczach, miałem pisk piszczący w uszach, miałem kilka jeszcze sekund. Miałem czas na myślenie i miałem czas na umieranie. Miałem półdżdżownicy pod powieką, miałem strach w żołądku. Miałem sztywne palce, miałem nieruchome dłonie. Byłem przerażony, że przesadziłem. Julio, było cudownie.
Tak powiedział Jose Rodriguez Montoya. Bo Jose, gdy wydostał się z dołu, który sam sobie wykopał, a który Enrique, stary stróż parku, zakopał, bo Jose czuł się cudownie, gdy obrzygany i zaśliniony zassał pierwsze powietrze wypełnione mdłą wonią lekko zgniłych żołtych liści. Przecież była juz jesień.



.