2lazy2die // odwiedzony 520827 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (1313 sztuk)
00:07 / 22.03.2002
link
komentarz (0)
I wtedy Jose Rodriguez Montoya stanal plecami do bialej, pustej i wysokiej sciany. Stanal, plecami dotykajac nagrzanego muru mimo, ze ta sciana byla sciana wewnetrzna a nie zewnetrzna. Po prostu bylo goraco wszedzie. Stanal plecami przy bialej scianie i po chwili oczekiwania na wlasna decyzje wszedl na stolek. Stolek drewniany, taki prosty, wlasciwie taboret, ale taboret barowy. To piekne okreslenie: taboret barowy. Wysoki, drewniany taboret barowy. Stal na taborecie, rece opuscil wzdluz tulowia. Jak nigdy zalozyl biale plocienne spodnie. Biala koszule, plocienna biala koszule zalozyl jak zwykle. Wyszeptal: - Domingo!
Domingo Cisneros, stary kumpel z Kadyksu, wiedzial, co mial zrobic. Jeszcze chwile wczesniej opieral sie, tlumaczyl, ze nie ma czasu, ze mu nie po drodze. Ale uwierzyl. Wiec Domingo Cisneros przystawil blizniaczy taboret barowy drewniany. Wdrapal sie i po kilku sekundach zaczal swoje dzielo. Wlasciwie Domingo okreslilby swoje dzialanie jako dzielo Jose, ale to dzielo bylo dla Jose niewykonalne samodzielnie. Domingo wzial miedzy palce pierwszy, zbity kosmyk dlugich do ramion wlosow Jose. Precyzyjnym ruchem przylozyl kosmyk do sciany i dobil.
Dobil mlotkiem zagiety gwozdz. Kosmyk zostal na scianie. Domingo nie mial problemow ani z precyzja, ani z technika. Wszak od lat byl jednym z nielicznych juz, ale wciaz podziwianych w Kadyksie mistrzow-tapicerow.
Jeszcze kilka minut i przybite do sciany kosmyki wlosow Jose ukladaly sie jak platki chryzantemy. Jose mial zamkniete oczy. Przeciez nie bolalo. Domingo skonczyl robote. Zszedl z taboretu, schowal narzedzia do wielkiej, wyplowialej torby. A potem, potem podszedl do sciany i jednym ruchem, oburecznym ruchem zabral oba taborety.
Jose poczul szarpniecie. Poczul je najpierw w nogach, ktore delikatnie odjechaly od pionu. Ulamek sekundy pozniej cialo Jose opadlo w dol. Delikatny, ledwie slyszalny skrzyp w okolicach zlaczenia barkow z szyja Jose zabil westchnieciem. Napial miesnie. Wytrzymal. Powoli, calym ciezarem ciala zaufal robocie Domingo. Jose Rodriguez Montoya wisial. Wisial niezwykle plastycznie, w biaym ubraniu na bialym te sciany.
- Miales racje, Jose - powiedzial Domingo Cisneros - Miales racje; uwierzylem i mialem racje.
Jose Rodriguez Montoya, biel na bieli, chryzantema czarnych wlosow na bieli wielkiej sciany. Nie czul bolu. Nic nie czul.
I tylko Donna Maria, sasiadka, zafascynowana, przerazona widokiem szepnela bezwiednie: - Semper idem, Jose, semper idem!
A przeciez nigdy, ale to nigdy nie uczyla sie laciny.