Zobacz: wszystkie | z ostatniego miesiąca | ostatnie 20 | nlog.org



2009.01.08 15:55:52 link
czuję się trochę tak, jakby to, co wydarzyło się w moim życiu, było tylko kawałkiem jednej z setek przeczytanych książek albo jednego z tysięcy obejrzanych filmów. po Człowieku, którego pisałam kiedyś wielkimi literami, z namaszczeniem, wąchałam Jego ubrania, wtulałam w Jego poduszkę i z przyjemnym dreszczykiem wycierałam Jego ręcznikiem, a potem kładłam się obok Niego w łóżku, przez trzy lata... co dziś zostało? prawie nic. wspomnienie, bardzo mgliste, nawet nie do końca sama wierzę, że kiedyś naprawdę był częścią MOJEGO życia, a nie czyjegośtam, a ja Go sobie tylko obserwowałam, a że jestem nadwrażliwa, to zwyczajnie za bardzo wczułam się w rozwój wydarzeń. taka samoobrona...?
zostało jeszcze mocne skrzywienie psychiki i hektolitry lęków i złych doświadczeń, ale dlaczego na Boga wywaliłam w głowy wszystkie te dobre rzeczy, które kiedyś Nas łączyły??? samą siebie pozbawiłam tych magicznych wspomnień, przez które chwilami czułam nawet, że jestem bardzo dobrą osobą. aż tu nagle PUF! i nie ma nic, ani jednego, już nawet zniczy pod drzewem nie stawiam, bo doszłam do wniosku, że tamten związek był bardzo bardzo chory i toksyczny i nie chcę go wspominać ani ogrzewać światełkiem zza kawałka niebieskiego szkła.
to jakaś obowiązkowa faza radzenia sobie z czyjąś śmiercią, czy może ja się nieprawidłowo rozwijam...?

upływa sobie mniej lub bardziej spokojnie trzeci rok od Jego śmierci, a ja nie wiem czy poskładałam się już, czy jeszcze wcale nie...
weź się w garść anti, w dupę się kopnij i coś wymyśl, tak przecież kurwa nie można, no co ty, durna pałko... to nie fair nie tylko wobec ciebie...
komentarz (8)