brat_lambert // odwiedzony 22605 razy // [giger:vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (53 sztuk)
12:12 / 25.06.2002
link
komentarz (0)
Po sobotniej niedzieli ... e? Ups, jestem w stanie porannego niedospania. Co oznacza, że mój genialny zamiar, powzięty po nocy z soboty na niedzielę, ponownego przestawienia się na dzienny tryb życia wziął w łeb. Dzisiejszej nocy skusiłem się na organizowany przez znajomych maroton... maraton filmowy. Nie przepadam za oglądaniem filmów, a szczególnie horrorów, klasy „B” i „C”. Z grupką znajomych zapowiadała się jednak niezła zabawa. Wzięliśmy na tapetę trzy części (chyba wszystkie,0) „From dusk till dawn”. To stanowczo nie był dobry pomysł, aby wszystkie oglądać jednego wieczoru. Mimo planowej kiczowatości, mimo klarownych odwołań do starych filmów i wyeksponowanych matryc – całość stanowi nudny i trudny do przełknięcia koktajl. Ile można się śmiać z kliszy „sto na jednego i jeden wygrywa”? Klisz było kilka, a każda eksploatowana wielokrotnie. Chyba sens filmów leży poza nim, ale jakoś umknął mojej uwadze. (Pokazanie, że nawet najgroźniejsi psychopaci, wcale nie muszą być tacy źli, jeśli porównamy ich z innymi potworami? Relatywizm moralności? Pokazanie ludzi skrajnie „złych”, by bawiąc się widzem pokazać mu, jak łatwo zmieni się jego nastawienie w momencie wprowadzenia bohatera jeszcze bardziej „złego”?,0) W połowie drugiej części połowa z nas spała snem sprawiedliwego, zaznaczając swoją obecność cichym pochrapywaniem lub zgrzytaniem zębów (to przez te wampiry zapewne,0). Gdy o trzeciej nad ranem z ulgą zobaczyliśmy napisy końcowe, okazało się, że ta radosna chwila była dana tylko mnie i S. O tej porze i po takim „doświadczeniu” ogarnęła nas zwyczajna głupawka – postanowiliśmy zabawić się trochę kosztem zmożonych snem współmaratonowiczów. Poprzebieraliśmy się z S. w gotyckie ciuszki, ona szybko spreparowała sobie wampiryczny makijaż, ja postanowiłem być takim „świeżym trupkiem” co to dopiero z grobu powstał. Odpowiedni efekt uzyskałem dzięki ziemi z doniczek. Mieliśmy jeszcze kilka ciekawych pomysłów, ale świt się zbliżał. Przystąpiliśmy do akcji. Wśród potępieńczego wycia rzuciliśmy się do gardeł naszych „ofiar”... Zaskoczenie pełne, ale niestety po krótkiej walce zostaliśmy złapani, związani, a nasze „wampirze” serca przebite zostały „osikowymi kołkami”. Miła dziecinada. Po chwili dyskusji nad maratonem, rozeszliśmy się do domów. Ja zdążyłem ledwie wziąć prysznic i już musiałem wychodzić.

Jest 10... Czas na drugą kawę?