chyna // odwiedzony 54972 razy // [królestwo2 nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (184 sztuk)
07:04 / 19.07.2000
link
komentarz (1)
Moze jestem bledem genetycznym, moze nim nie jestem. Mam swoje zainteresowania, ktore, nawet wysmiewane przez innych, nadal beda. Nie sprzedaje siebie, swojej duszy. Czyzby ludzie nie wiedzieli, ze im bardziej cos wytykaja i czegos sie czepiaja, tym bardziej mozna sie w tym utwierdzac? Ze to wszystko dziala na zasadzie "na zlosc mamie odmroze sobie uszy". Tyle tylko, ze ja w tym przypadku wcale ich sobie nie odmrazam. Tak sie sklada, ze mam bardzo fajna czapke, na kazda pore roku. Czy to lato czy zima. if u know what i mean. I mi w niej dobrze. Wiec nawet nie musze sie starac. Mam swoje bolaczki, ale sa one skromne w porownaniu do innych, niestety wlekace sie i przez to na swej skromnosci traca. Sa ludzie, ktorzy nie sa w stanie zaakceptowac twoich prosb czy umow miedzyludzkich. Sa ludzie, do ktorych nie dociera. Nie zlicze, jak wiele razy czulam sie, jakbym o sciane grochem rzucala. A groch sie odbija. I opada. O ilez zycie byloby dla obydwu stron latwiejsze, jesli tacy ludzie by dali sobie spokoj. Szczegolnie dla nich. Bo w koncu zaczynasz uczyc sie, ze trzeba ich lekcewazyc. Trzeba byc tez przygotowanym na to, ze wykorzystaja wszystkie niemal dostepne srodki. Jak nie usmiechem, to zloscia. Jak nie zloscia, to "podstepem". Po co ludzie sie tak staraja? Wiem, po co. Gdybym im byla obojetna, nie robiliby tego. Widocznie nie jestem. Musze byc widocznie osoba, obok ktorej rzeczywiscie nie da sie przejsc obojetnie. Albo dostanie w twarz za nic (kilka lat temu,0), albo ktos jej powie ot tak sobie cos milego, albo znowuz bedzie sie umizgiwal, albo krytykowal, staral sie zdenerwowac.. I w sumie to wszystko to dla mnie komplement. Nawet gdy jestem cicho co poniektorzy nie moga sobie podarowac. Na czym im tak zalezy? A moze.. a moze na KIM? Hah. A w ogole, ludzie juz nie maja zadnego sacrum. Smieja sie ze wszystkiego. Z cudzego nieszczescia, z wypadkow, ze zlych snow swoich, jak potrafia mowic, "przyjaciol", ze smierci, z samego Boga. Nie istnieje dla nich zadna swietosc. I to dla takich, po ktorych spodziewalabym sie, ze sa na tyle *wewnetrznymi* osobami (nie wiem jak to nazwac,0), na tyle wrazliwymi i myslacymi, oryginalnymi i niepodatnymi, na tyle w koncu wspanialymi, ze jednak maja swoje zdanie, swoja wrazliwosc i potrafia ja wyrazic. Nie. Bo czasami latwiej isc z pradem, niz pod. Stworzyc kolo wzajemnej adoracji i adorowac sie nawzajem, a z reszty kpic. Co wiecej - kpic sobie nawzajem za plecami, a potem uscisk dloni, usmiech. Maski. Klamstwo. Cos strasznego. Wchodze do miejsca, gdzie spodziewam sie hasla trzech muszkieterow, a wychodze z opuszczonymi ramionami po jakims czasie, bo widze, ze obluda jest wszedzie. Tak, tak wiele we mnie zlo.. Nie. To nie jest zlosc. Na co mam byc zla tak wlasciwie? ja staram sie byc lojalna i dobra. I walczyc w imie spraw, w ktorych imie uwazam,ze walczyc nalezy. To, ze wciaz narazona jestem na szyderstwa - coz, "nikt nie powiedzial, ze to zycie bedzie latwe". Nie jestem kims wyjatkowym, jestem jedna na setki tysiace.. , kims, kto urodzil sie i umrze. Jak inni. Zastanawiam sie nad tym bledem genetycznym. Nie. Bog nie popelnia bledow. Wiec jak to wyjasnic? Czemu ludzi bawi pokiereszowana twarz innego czlowieka? Co jest takiego smiesznego w wypadku samochodowym? Jak powiedzial moj Przyjaciel - "Jak wysoko latali?". Nie On o to spytal. Podal przyklad. I nie a propos wypadku samochodowego, ale czy to wazne w tym momencie.. Sens zachowany. Ludziom sie albo wydaje, ze sa wieczni w tej formie, w jakiej teraz przyszli na swiat, ze nigdy nie umra, ze.. Nie wiem co. Dla mnie istenie sacrum, a dla nich, dla WIELU z nich - nie. Co nie znaczy, ze wciaz mysle o smierci. Nie. Ale mysle o niej tak samo jak o tym, gdzie wyjade na wakacje. Oczywiscie inaczej ale podobnie. Bo przeciez gdzies wyjechac by sie przydalo. Czy boje sie? Nie. To bedzie podroz. Boje sie samego aktu umierania, jakiegos bolu, zreszta nie wiem, jak przyjdzie mi umrzec. I wiem, ze istenieje duze prawdopodobienstwo, ze umre za powiedzmy 60, 70 lat dopiero, mam jeszcze szmat czasu przed soba, nie odkladam jeszcze pieniedzy na wakacje ani nie kupilam mapy. Ale wiem, ze one beda. A znam wielu, ktorym sie wydaje, ze - juz nie mowiac o samych wakacjach - slowo "wakacje" nie istenieje. Nie ma go w slowniku zycia.
Dzis po raz kolejny zobaczylam, ze dla wielkiej ilosci ludzi nie istnieje sacrum. I ze dla sporej ilosci ludzi jestem wazna. Waznosc rozna. Mile wspominam, najwspanialej ta, ta dla moich Przyjaciol. Dla dwojki... eh.. Trojki. Tak. Trojki. Bo nie wiem, jak mialabym Ja nazwac, tak, Ona jest moja Przyjaciolka. Przeciez znamy sie cale lata, lata cale. Zna mnie od podszewki. Kto by pomyslal.. Dzis nie bylo szansy z Nia sie skontaktowac, ale Dwoje waznych dla mnie ludzi .. Tak. Bylismy jakos blizej ze soba. Nie jestem jedyna wrazliwa i czula osoba na tym swiecie. Wiem, ze nie jestem, ale jakze milo odczuc to tak bardzo. Bo to nie to samo jest wiedziec, ze za oceanem zyje KTOS, ale co innego spotkac KOGOS innego obok. Ktos, kto rozumie, kto.. Ludzie musza wszystko uproscic. Ale nie jest grzechem uproscic. Dzis ogladalam film przeznaczony chyba dla mlodszych dzieci ode mnie => i w tymze filmie przedstawiona byla dziewczynka, ktora posadzono zaburzenia psychiczne i Bog. Bog byl inny, niz sobie Go czesc ludzi wyobraza, a dziewczynka miala dla Niego stworzyc kampanie reklamowa. I wymyslila "Think God". Napotkalam duzo niescislosci i nielogiki. Ale juz dawno powiedzialam sobie, ze gdyby tego typu filmy mialy sie do konca logika kierowac, to zamiast "strawnego" filmy wyszlaby kilkunastogodzinna opowiesc filozoficzna z uwzglednieniem najdrobiejszych szczegolow. Jakich? A np. pierwszy z brzegu: czemu On sie z nia spotyka w miejscach publicznych, przeciez moze ja ochronic spotykajac sie tam, gdzie ich nie zobacza, by dogadywac sie w sprawach kampanii. Ale to jest wybaczalne i calkowicie zrozumiale. Zreszta np. Koontz kreci mnie bardziej niz Hlasko, wiec jakby samo przez sie.. No ale. Grzechem nie jest upraszczanie. Swoja droga ciekawe co by bylo, gdybysmy uzywali calosci naszego mozgu, a nie tylko czastki. I tak to nawet w 1/1000000 nie bylby "mozg" Boga. Grzechem jest moim zdaniem kpienie sobie z Niego. Ale kazdy bierze odpowiedzialnosc za swoje czyny na siebie. W tym filmiku bylo cos takiego "Ludzie zazwyczaj nie pamietaja o mnie cale zycie, zeby przypomniec sobie na samym koncu". I niech ktos pomysli, ze jestem fanatyczka. A czemu nie? W koncu mysle o tak NIEISTENIEJACYCH rzeczach, jak smierc i dla wielu - Bog. A ja sie nie boje smierci. Hm.