kaczuszka // odwiedzony 125224 razy // [era_chaosu_mumik szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (467 sztuk)
18:35 / 10.09.2006
link
komentarz (1)
Najwięcej myśli do głowy przychodzi mi wieczorem, kiedy już leżę w łóżku. Wtedy czuję w sobie energię wulkanu, mam ochotę wstać i zacząć pisać tak szybko, aż papier zacznie się palić pod naciskiem mojego pióra. Prawdziwy wir słów krąży po moim umyśle i szuka najpiękniejszych form, w które mógłby się ubrać i zostać gdzieś uwiecznionym. Jednak ani razu jeszcze nie wstałam z łóżka w takiej chwili, by coś napisać. Zdania same układają mi się w głowie, gotowe do zanotowania, wyrywają się, chcą się wydostać, a ja nie robię nic, by im to umożliwić. Leżę dalej z głową, która z każdą sekundą jest coraz bliżej wybuchu. To uczucie jest trochę męczące (mam wrażenie, jakbym – myśląc – spalała kalorie!), ale jednocześnie dość przyjemne. Serce bije strasznie szybko, oddech – krótki przerywany, zupełnie jak u rozgorączkowanego dziecka. Euforia, błysk, oświecenie.

Nazywam to muzą. Jednak dlaczego nic z nią nie robię? Czemu dalej leżę i pozwalam sobie ochłonąć? Czemu daje odejść tak umiłowanemu przez artystów natchnieniu, na które zresztą sama czekam, bo jego brak powoduje we mnie poczucie bezsensu. Dlaczego więc nic nie robię, tylko trwam w jakiejś absurdalnej bojaźni? Ano właśnie. Boję się. Boje się, że usiądę nad czystą, białą kartką i zapomnę, co właściwie chcę powiedzieć. Boje się, że nagle to, co do tej pory kotłowało się w mojej głowie, nagle zamilknie, a do mego umysłu wedrze się pustka. I wreszcie się boję dużej, czystej, niezapisanej kartki, która przeraża mnie swą nieskazitelnością i gładkością. Uwielbiam nowe zeszyty, uwielbiam też grubą stertę białych kartek A-4. Zawsze wtedy mam ochotę usiąść i coś napisać. Ale zwykle siadam i na tym zabawa się kończy. Bo nie wiem, co robić dalej. Okropna jest taka pustka w głowie. Przygnębiająca. Dlatego nie chcę do niej dopuszczać i w momencie, kiedy ma dojść kolejny raz do stanięcia oko w oko z białą kartką, boję się tego. Bo nie chcę, by znów dopadła mnie ta koszmarna pustka, próżnia, chaos – w rozumieniu mitologicznym.
Może się tak zdarzyć, że usiądę przed kawałkiem papieru i zmuszę się, zupełnie tak jak teraz, do stworzenia czegoś. Ale zawsze jest ryzyko, że pisanie bez natchnienia przyniesie opłakane skutki. Z drugiej jednak strony czy czekać na muzę na przykład kilka lat? Jestem chyba niepoprawna optymistką, bo cały czas wierzę, że jeśli już zacznę pisać, to pochłonie mnie ta czynność bez reszty, a natchnienie pojawi się gdzieś po drodze. Czasami tak się zdarza.

Kiedyś, kiedy miałam mniej więcej 12 lat (wcześniej zresztą było podobnie) często miewałam taką olbrzymią, iście literacką wenę. Potrafiłam wziąć do ręki pióro i z zapartym tchem pisać jak oszalała. I podobało mi się wówczas wszystko, co wyszło spod mojej ręki. Byłam z tego dumna. Później takie zacięcie gdzieś się we mnie zapodziało. A może wypaliły się pomysły? W każdym razie kiedy miałam około 16 lat miewałam jeszcze od czasu do czasu ochotę na pisanie, ale kończyło się to najwyżej na pisaniu pamiętnika lub listów. Jednak i ta potrzeba wygasła i właśnie odczuwam z tego powodu pustkę. Brakuje mi czegoś. A im bardziej sobie to uświadamiam, tym bardziej mi przykro i tym bardziej się boję. Teraz, jeśli już tworzę, to bardziej świadomie. Nie mogę sobie pozwolić na niechlujne zdania (choć i tak sobie pozwalam bardziej lub mniej świadomie). Teraz staram się bardziej dbać o formę swojej wypowiedzi. A czasami nie mam na to siły. I stąd właśnie mój strach przed białymi kartkami. Boje się po prostu, że im nie dorównam. One są doskonałe. Ja mogę je ozdobić swoim pismem, ale równie dobrze – splamić. I to mnie przeraża. To mnie blokuje. Ale wciąż liczę, że to się zmieni.