#gg | e-mail

|Czytam (nie)regularnie:|

flatLINE | you think that's air you're breathin?
Sinfest | There's definitely no logic to human behavior...
Sequential Art | Barely sequential, yet, art
Krwck | Krwck's reality, bla bla bla bla

|Czytam właśnie(nie):|

"Ach" | Jerzy Sosnowski

|(nie)często w odtwarzaczu:|

Block Party | A weekend in the city
STP | All 4
Peeping Tom | as he peeps
Army of anyone | and nobody
2003.05.31 22:19:55

Piąta część tego cudownego dnia

      Zawsze byłem swego rodzaju konformistą. Kiedy mówili skacz, owszem i skakałem, zazwyczaj w myślach, a tak naprawdę ziewałem albo symulowałem skręt kiszek. Kiedy trzeba było biegać na ocenę, udawałem się w spacerek po bieżni, nie bacząc na to że dostanę lufę. I tak potem udawało mi się zaliczyć "wu-ef" na trzy, za obecności. Olewusem byłem w każdej możliwej dziedzinie życiowej, jednak do dziś jako żywo pamiętam, jak kolejni nauczyciele, z tego jakże ulubionego przeze mnie przedmiotu, powtarzali mi, iż nie ma chyba takiego sportu, do którego bym się nadawał. Mylili się. Miałem taki jeden...
      Było to palenie. I był to sport, gdyż wykańcza tak samo jak niejedna dyscyplina sportowa na zawodowym poziomie. Defakto - zacząłem naprawdę w olimpijski sposób, bo od "Szportów", i to w trakcie jednego z wf-ów, jeszcze w liceum. Odtąd jarałem kiedy tylko się dało, i co się dało, bezustannie przez całą resztę l.o. i studiów. Nie przestałem nawet gdy ojciec zaczął podpierdalać mi fajki. A było to zrażające. Chowałem je wszędzie gdzie się dało, ale nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Szczytem było, gdy opieprzył mnie z połowy paczki, którą ukryłem w miejscu niedostępnym dla przeciętnych śmiertelników - pośrodku samego burdelu pod mym łóżkiem. Skubaniec przedarł się przez pudła, brudne skarpetki i inne części odzieży, kurzowe jedwabniki, i ostatecznie dobrał do zawartości. Jakby wiedziony zapachem i potrzebą tytoniu. Jednak nadal miałem swoje bierno-konformistyczne podejście, i wkrótce ze stoickim spokojem dałem sobie spokój z chowaniem fajek.
      Podejście to zachowywałem ciągle w swym życiu. Na nic nigdy nie zwracałem uwagi, niczym specjalnie nie przejmowałem, i jak celowo nieświadomy osioł, spacerkiem kroczyłem przez te 30 lat swego istnienia. Jednak dzisiejszy dzień zaczynał doprowadzać mnie do furii. Ciekawe co mnie mogło jeszcze spotkac?
      Siedziałem na chodniku przed Mac'iem. Klnąc w duszy siegnąłem po fajki. Wyciągnowszy paczkę, stwierdziłem iż ucierpiała niemniej niż ja. Jeden papieros uchował się cały; natomiast powędrował do opuchniętej japy. Wygrzebałem zapasowy ogień, zwany zapałkami, odpaliłem jedną z nich i... z miejsca dym począł szczypać me usta. "słał to pies" wymamrotałem , jakbym chciał sam siebie upewnić, iż to co się mi przydarzyło, jest na prawdę. Było.
      Siedząc w centrum miasta, na samym środku chodnika, mijany przez tłumy piechurów, zastanawiałem się co z tym wszystkim począć. Wypaliłem już do połowy. Gdzieś tam w głębi duszy, coś mówiło mi że czas chyba podjąć jakieś radykalne środki. Tak, kufa, coś z tym zrobić, odegrać się w jakiś sposób na tym zasranym dniu. Wszak jeszcze się nie skończył. Czyżbym w końcu pokonywał swą mułowatą naturę ?
      Odpowiedź przyszła w postaci monety dwózłotwej, rzuconej przez jednego z przechodniów, wprost pod moje, wyciągniete przed się, nogi. Zaraz potem ktoś rzucił złotówkę. Potem pięćdziesiąt groszy. Tego kurwa już za wiele...

link
komentarz (19)

__________________________________________________________

|best|seen|on|full|screen|[f11]|at|bigger|than|800x600|