#gg | e-mail

|Czytam (nie)regularnie:|

flatLINE | you think that's air you're breathin?
Sinfest | There's definitely no logic to human behavior...
Sequential Art | Barely sequential, yet, art
Krwck | Krwck's reality, bla bla bla bla

|Czytam właśnie(nie):|

"Ach" | Jerzy Sosnowski

|(nie)często w odtwarzaczu:|

Block Party | A weekend in the city
STP | All 4
Peeping Tom | as he peeps
Army of anyone | and nobody
2003.06.01 20:03:44

Cześć następna

      Ile razy można dostać w policzek, nim samemu w końcu zacznie się uderzać? Ile noży w plecy można przyjąć? Jak wiele obelg można znieść? Jak wiele zimnej krwi trzeba mieć, by móc bezustannie stawiać czoła przeciwnościom? Jak twarde trza mieć kości, aby znosić każdy upadek, za każdym razem z innej wysokości? Wiele można takich pytań ułożyć, i na pewno niejedno z nas je sobie zadaje. Nie ma niestety na żadne z nich z osobna wyczerpującej i wyjaśniającej wszystko odpowiedzi. Taka odpowiedź zwyczajnie musi być spersonalizowana - wysnuta przez pytającego, dostosowana do cech jego osobowości, i zadowalająca go, lub też nie. Stąd też pracę stracili moralizatorzy, i ludzie "złote rady". A zyskali ją psychoanalitycy i psycholodzy, zwyczajnie naprowadzający i dający wskazówki (przynajmniej z założenia,0) Ja jednak mam swoje ulubione pytanie, natury właśnie egzystencjalno-filozoficznej. A brzmi ono: jaki jest kod do zamka tajemnicy kryjącej jedną z najlepszych recept na życie? I tu właśnie kryje się niespodzianka, jakże ironiczna - ów kod nie składa się z cyfr. Znaki stanowiące go, układają się w jakże fascynujący sposób, tworząc dwa słowa: silna wola. Tak, podobnież właśnie silna wola jest właśnie jedną z tych recept. To ona pozwala przyjmować egzystencjalne ciosy, noże, obelgi, obrzęki, zwyczajnie nakazując przetrwanie tego wszystkiego. Nie wdając się w dalsze dysputy i szczegóły, mógłbym powiedzieć: sprawa rozwiązana, nic tylko ćwiczyć wolę. Nadal jednak pozostawał mały problem. Z czasów młodości, buntu i silnej woli - zostały mi tylko... nałogi. Przynajmniej sądziłem tak do dziś rano...
      Na liście spraw do "załatwienia", numer jeden otrzymała moja praca. Założenie: unormować kilka nie mogących czekać (nie dziś, a raczej nie od teraz,0) spraw. Najważniejszą był charakter mojej tak zwanej pracy.
      Zebrawszy 3,50 w monetach, którymi chojnie obdarowali mnie moi rodacy, od razu udałem się do roboty. Piętnaście minut podróży, szczęśliwe piętnaście, gdyż nic mi się nie przytrafiło. Czyżby jednak cisza przed burzą?
      Na powitanie prezes w try miga opierdolił mnie za spóźnienie, gdzieś tam między wierszami nadmienił o tym iż premii nie będzie, po czym z zrazu wręczył mi rozkładówkę dnia. Dwa serwisy i dwa wyjścia do klienta. Dodał jeszcze - "Zapierdalasz. A, posprzątaj jeszcze serwis i zaplecze. Dokładnie pozamiataj!" Żadnych ale, żadnych pytań. Kurwa. Pięść sama mi się zacisnęła... Pięć lat studiów. Pięć lat kombinowania, kucia po nocach, zaliczania wszystkiego po raz n-ty we wrześniu, dorabiania w celu spłacenia warunków, zrzynania, matactw i łapania wszelkich możliwych sposobów aby jednak zdobyć ten tytuł mgr inż, a tu dwudziestotrzyletni gówniarz, szanowny pan prezes za pieniądze rodziców, z zaliczonymi dwoma semestrami na jakiejś zaocznych-niewidocznych, karze Ci zapierdalać z mopem, i zwraca się do Ciebie per Ty, nie wspominając nawet o mieniu Twojej osoby w dupie. Zapierdalasz, powiadasz?

link
komentarz (15)

__________________________________________________________

|best|seen|on|full|screen|[f11]|at|bigger|than|800x600|