#gg | e-mail

|Czytam (nie)regularnie:|

flatLINE | you think that's air you're breathin?
Sinfest | There's definitely no logic to human behavior...
Sequential Art | Barely sequential, yet, art
Krwck | Krwck's reality, bla bla bla bla

|Czytam właśnie(nie):|

"Ach" | Jerzy Sosnowski

|(nie)często w odtwarzaczu:|

Block Party | A weekend in the city
STP | All 4
Peeping Tom | as he peeps
Army of anyone | and nobody
2003.06.17 00:34:18

Cudowny dzień [zmierzch, czyli cześć ostatnia]

      Zapadł już prawie zmrok. Zaczął też wiać zimny, przenikliwy wiatr. Potęgowało to tylko moją niechęć i rozgoryczenie wobec tego zupełnie przeklętego dnia. Rozmowa z szefem zakończyła się zamilknięciem z jego strony, zapewne spowodowanym zdziwieniem, tudzież kolejnym zbrudzonym pampersem; zaś z mojej strony rozłączeniem się, gdyż i tak nie było sensu kontynuowania tej konwersacji. Tak jak i dnia, jak i... życia. Chęć powrotu do domu, celem położenia się spać, nie poddana została żadnej dyskusji, a w zasadzie z miejsca przegłosowana stosunkiem 1:0. Tak więc z głową spuszczoną, powłóczając nogami, udałem się ku najbliższemnu przystankowi. Telefon zadzwonił raz jeszcze - widać szef zebrał myśli, albo zmienił pieluchę, aczkolwiek mnie to już nie obchodziło. Tak jak i wszystko inne. Klik, i telefon został wyłączony...
      Przez całą powrotną drogę rozmyślałem o wydarzeniach z całego dnia. Bałem się na samą myśl o tym, co jeszcze może mi się przytrafić, zarazem wprowadzało mnie to w kompletną obojętność. "Jebie mnie wszystko. Niech sie dzieje co chce. I tak mam już wszystko w czterech literach..." Po niedługim czasie jednakże, wszystkie moje myśli skupiły się całkowicie na Niej. Tym razem nie były to marzenia na jawie ani tym podobne, a wręcz zimna, rzeczowa analiza. "Przez nią cholernie dziś się nacierpiałem. Nie wiem tylko dlaczego - przecież od zawsze pozostawała w biernej sferze mych pragnień i uczuć" - nie byłem w stanie wytłumaczyć sobie czegokolwiek. "Skąd taka agesywność, skąd te wizje i nakładki na rzeczywistość? Co się ze mną k...a dzieje?" Nic nie przychodziło do głowy, poza jednym: przy następnej takiej "okazji", zrobić z tym porządek.
Na szczęście zbliżałem się już do domu. Taaak, już ja zrobię z tym porządek przy najbliższej okazji, a raczej Nią...

*


      Nazywam się Maja. Mam 26 lat, wszyscy mnie lubią, wszyscy kochają, a nawet gołebie nie chcą na mnie srać. I tego mam już serdeczni dość. Wszyscy albo sugerują się kolorem włosów i chcieliby traktować mnie jak dowcipową blondynkę, albo zaś widzą we mnie tylko cycki i tyłek, i chcieliby od razu zerżnąć. Mam już dosyć idiotów i bęcwałów, bezmózgich gogusiów nie potrafiących zdobyć się na nic innego niż: "cześć laseczko, chcesz sie przejechac na tylnim siedzeniu?" Autentycznie, nie mam szczęścia do facetów. Jeszcze nie spotkałam mężczyzny z prawdziwego zdarzenia. Bo może tacy nie istnieją? By się przekonać, wyprowadziłam się z rodzimego miasta, gdzie wszyscy mnie znali i wciąż nękali. Jezus, gdyby oni naprawdę zabiegali, a nie myśleli ch...
      W wielkim mieście życie leci szybko. Choćby dlatego iż świeżo wynajęta kawalerka nie oferuje przestrzeni życiowej, do jakiej byłam dotychczas przyzwyczajona, zaś miasto przedstawia mnogość miejsc do których możnaby pójść lub pozwiedzać. Zarazem można poczuć się tu anonimowo. Jest się tutaj jedną z tysięcy - nikt nie zwraca na mnie uwagi, i nie zaczepia na każdym kroku. To jest dopiero życie...
      Pierwsze trzy dni w nowym lokum spędziłam na urządzaniu się. Niby to kawalerka, i nie ma za bardzo czego urządząc, ale jednak - wszystko musi być po mojemu. "To przestawię tu, to tam... później trzeba będzie te dwie ściany pomalować, i wszystko będzie miodzio" I w rzeczy samej było. Sama ze wszystkim sobie poradziłam. Zapomniałam przez to wszystko o zakupach. A nie ma to jak cappuchino po ciężkiej pracy. Jednak - bez cukru to nie to.
      Postanowiłam przejść się po sąsiadach, przy okazji dowiedzieć się jacy są. "Boże, żeby tylko nie byli to kolejni durni faceci!" Chwila zawachania - większy oddech i puknęłam do pierwszych drzwi po prawej, numer 38. Nic. Dalej, 39 - także nikt nie otworzył. "Dziwne... czyżby bali się własnego cienia? Lepiej tylko dla mnie" Pozostała teraz przechadzka na lewe skrzydło. Drzwi numer 36. Zapukałam, niechcący dosyć mocno...
Za drzwiami stał średniej budowy i wzrostu mężczyzna, ubrany w same spodenki, potargany, nieogolony, z siniakiem na szczęce i spuchnietą lekko wargą. Twarz jego była w rzeczy samej mocno sfatygowana, zaspana czy wręcz umęczona. Gdy otwierał drzwi, ziewał, zakrywając sobie usta. Gdy jednak skończył - i dokładnie zmierzył mnie zwrokiem - twarz jego przybrała bardzo dziwną minę; aż ciarki przeleciały mi po plecach. Gdy on tak stał wpatrzony we mnie - postanowiłam czym prędzej poprosić o cukier i uciekać do siebie, do swego bezpiecznego nowego domku.
      Nagle ktoś zgasił światło . . .

[koniec]




link
komentarz (9)

__________________________________________________________

|best|seen|on|full|screen|[f11]|at|bigger|than|800x600|