lissan_algaib // odwiedzony 23277 razy // [nlog_dog szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (63 sztuk)
12:28 / 28.10.2002
link
komentarz (3)
Wczoraj, około 20 wyrwałem się wreszcie ze szponów rodzinki i wybrałem się ze znajomymi do „Nemo”, klubu na Warszawience. Spodziewaliśmy się dobrej, hardcore’owej imprezy. Początkowo humor psuły mi przemoczone do cna nogawki, ale powolutku się rozkręcałem. Wystój klubu raczej nie pasuje do tego rodzaju muzy, ale wrażenie to było raczej spowodowane nieprzyzwyczajeniem, a raczej przyzwyczajeniem do nieco mroczniejszych klimatów. Bawiłem się rewelacyjnie. Wszystkie negatywne energie wytańczyłem i wykrzyczałem. DJ zapodawał rewelacyjnie – obok ciężkiego brzmienia, pojawiła się przeróbka „Take on me” A-HA, czy „Marichuana” – przeróbka „Makareny”, a także hardcore’owy cover ... UWAGA! UWAGA! ... „Kolorowych snów” Just5 !!! Nie wszyscy przekonali się do takich eksperymentów. Wbrew pozorom subkultury metalowo-hardcore’owo-grungeowe są mocno konserwatywne i nietolerancyjne. Ale część osób załapała klimat i świetnie się bawiliśmy, wygłupialiśmy. Grupowo, na scenie została odtańczona „Marichuana” i ... „Asereje” – tym razem w wersji oryginalnej... Widok ludzi z dredami i długowłosych metali tańczących w takich rytmach był piorunujący! Klub przypadł mi do gustu. Tego szukałem od lat. Miejsca, gdzie można spotkać się ze znajomymi, napić piwa czy innych trunków, porozmawiać, a jednocześnie poszaleć przy naszej ulubionej muzyce przeplatanej rodzynkami z innych światów. Bez skrępowania, czysta radość zabawy. Najlepsza impreza od lat.

A dzisiaj czekała mnie nieprzyjemna rozmowa z koleżanką z pracy. Sprawa dotyczy wniosków o awanse – dla niej i dla mnie. W piątek, tuż przed wyjściem z pracy, dowiedziałem się, że wyjdzie tylko jeden. Dla mnie. Prawie się popłakała, gdy jej to mówiłem. Bardzo na ten awans liczyła. Dopominała się go od kilku miesięcy. Trochę dziwna sytuacja. Wyczułem żal do mnie, choć usilnie zapewniała, że jest inaczej. Muszę jednak szczerze przyznać, że ja przychylam się do opinii szefowej. Awans to nie jest coś, co się komuś należy jak psu zupa. Trzeba się czymś wykazać, rozwijać się, podnosić kwalifikacje... albo wskoczyć szefowi / szefowej do łóżka – ta ostatnia ścieżka nie jest u nas praktykowana. Ale liczy się też podejście do wykonywania obowiązków, wynikających ze stosunku pracy. I akurat ona powinna o tym wiedzieć najlepiej... Pracodawca płaci nam pieniądze, ZUS itp., a my świadczymy jakąś, umówioną pracę. Jeżeli robimy to dobrze, możemy dostać podwyżkę, awans. Ale jeżeli trzy dni w tygodniu jest się na kacu, dwa pozostałe się śpi, głównym obowiązkiem jest pisanie e-maili, sms-ów, gadanie przez telefon albo czytanie gazet... Ona zaś podejrzewa chęć zemsty za niedawną próbę przejścia do innego działu. Może coś w tym jest, ale nie jestem o tym do końca przekonany. I tak niedługo nie będzie o co się martwic, gdyż być może już za kilka tygodni będziemy mieli okazję wycenić się na rynku pracy.

A nad miastem szaleje wichura. Obudziło mnie szaleńcze zawodzenie wiatru. Ale dopiero około szóstej. Inni podobno nie spali całą noc. Zmęczenie poimprezowe mnie pewnie znieczuliło. Kocham wiatr. Odgłosy wichury są dla mnie najsłodszą muzyką. Jedynie burze mogą konkurować z pięknem huraganu. Ale wywołują atawistyczny lęk – niezbyt silny, lecz mimo wszystko trochę się lękam piorunów. Spektakl za moimi oknami trwa... Ciemne chmury przetaczają się nad dachem gmachu... Między załatwianiem kolejnych spraw postaram się znaleźć chwilkę na podziwianie ich piekna.