mariposa // odwiedzony 185601 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (610 sztuk)
02:38 / 06.03.2002
link
komentarz (8)
Nnnnnooooo...wrescie mam kilka chwil, zeby sie podrapac w tylek i opisac wczorajszy wieczor....brrrrr.
No wiec tak. Menadzer mowi mi pierwszego dnia, ze w poniedzialek jest jakas tam aukcja, wielki bankiet, mnostwo kelnerow pracuje za darmo, a wszystkie dochody ida...gdzies tam. W kazdym razie, czy ja moge przyjsc. No, moge, przeciez pierwszego dnia nie wypada mi sie nawet wykrecac. To byloby w zlym stylu. W poniedzialek pojawilam sie po trzeciej w restauracji, zebralismy sie wszyscy i kazdy do swojego samochodu. W ostatniej chwili przypomnialo mi sie, ze jeszcze nie wiem, gdzie jedziemy, nic, lepiej pozno niz wcale. Chwala Bogu, wiedzialam, jak dojechac do Bingemans. Po drodze jednak, zamiast uwazac na znaki, troche sie rozleniwilam i zaczelam po prostu jechac za samochodem lysego kucharza. Jade sobie, srutututu, pale papierosa, spiewam, fajnie jest. Cos mnie tknelo po 10 kilometrach, gdzie ja kurwa jestem. Lysy kucharz ciagle przede mna, moze zle sie dogadalam i jedziemy do innego Bingemansa. Ale chyba nie, bo juz jest 10 po czwartej, a mielismy zaczac o czwartej. Wyprzedzilam lysego, co widza oczy moje? Jechalam za jakims obcym facetem. zeby bylo lepiej, Victoria Street przechodzi w autostrade, a ja PANICZNIE boje sie autostrad. Kurwa, kurwa, kurwa, zawrocic z takiej pierdolonej autostrady nie jest latwo. Udalo mi sie, 18 kilometrow dalej, w innym miescie juz. Dojechalam, wszyscy patrzyli na mnie z politowaniem, siedza sobie, pija piwo, "Trzeba sie bylo nie spieszyc, goscie sie schodza dopiero o siodmej". Ja na skraju zalamania nerwowego, a oni, ze o siodmej. FAK.
Reszta wieczoru przeszla wzglednie ok. Bylo 250 osob do obsluzenia i 12 kelnerow, zamiast 30. Biegalismy wszyscy jak pan samochodzik i przyjaciele, az sobie dziury w skarpetach wychodzilam. Przy kazdej rundce z tackami szklaneczka wina i szybko bylismy dobrzy, hle hle. Zrobilo sie bardzo smiesznie, nie powiem nie. I tak do 11, grand marnier, rundka, bailey's, rundka, wino, rundka, brandy, rundka. Spox. Poszli sobie po 7 daniach dobroczyncy, juz mialam wychodzic, kiedy cos mnie tknelo, zeby sprzatnac ostatnia tace. Na podobny pomysl wpadl niejaki Jeff i jeb. Zderzylismy sie w drzwiach, poszlo ladne 50 kieliszkow. Nie moge zwalic tego na karb alkoholu, bo przy takim maratonie natychmiast wszystko wychodzilismy. O wpol do dwunastej udalo mi sie wreszcie wyrwac, ciemno jakos na tym parkingu. Ide do samochodu, drzwi otwarte, Wsiadlam, pokrecilam radiem, zapielam pasy, kluczyk nie wchodzi. Co jest, kurwamac, zamki mi zmienili?! Nagle jakis gosc puke w szybke i pyta: a co ty, dziewczynko, robisz w moim samochodzie?
.........
Chcialabym sie tylko spytac: czy jest to w ogole mozliwe, zeby roztargnienie i kompletny brak rozsadku zaszly jeszcze dalej? Poddaje sie. Do niczego sie nie nadaje. W pracy jestem najmlodsza i do tego *NOWA*, wiec traktuje sie mnie adekwatnie do wieku i pozycji. Jestem troche podlamana moja nieudacznoscia. Zadaje sobie pytanie: czy jestem za glupia, czy zbyt odwazna?
W ogole to przydaloby sie, zeby mnie ktos przytulil i powiedzial jeszcze raz, ze nie jestem taka znowu beznadziejna. Ze wyrosne na ludzi. Uhhh