mumik // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca | wszystkie
2000.08.12 01:44:00
link
komentarz (1)
10.08.2000
godzina gdzieś między 0:00-3:00


   Kiedy tak siedzę, a potem leżę w ciemności, sam w moim olbrzymim domu na wsi, komponuje mi się znacznie więcej pomysłów niż w zatęchłej Warszawie. Oto jeden z nich. Czysta fikcja. Mam nadzieję, że dobrze będzie się Wam czytało.

   Kumpel zaprosił mnie na imprezę. Zastanawiałem się czy w ogóle iść, bo prawie nikogo tam nie znałem. Poza tym wnioskując z opisu towarzystwo miało być takie, że zanosiło się na nasiadówę. Jednak siedzenie w domu przed monitorem wydało mi się nagle podejrzanie zbyt prostym rozwiązaniem. Los nie lubi oportunistów.
   Impreza okazała się przyjemniejsza niż sądziłem. Jak zwykle zresztą. Znalazł się tam jakiś chłopak, który jak ja żeglował po morzach. Nie trzeba wiele, żeby rozwinąć piękną dyskusję, kiedy trafi się dwóch typów dzielących jedno szaleństwo. od razu zebrało się dookoła kilkoro słuchaczy. Że też ludzi interesują opowieści o rzyganiu pod sztormowy wiatr przeplatane wizjami delfinów skaczących przy burcie w promieniach wschodzącego księżyca. Powoli obaj rozmarzyliśmy się, każdy we własnych wspomnieniach. Opróżnił się kolejny kieliszek wina. Zwykła sofia, ale dobry rocznik.
   Zaczął się nagle kawałek, który akurat idealnie trafił w mój nastrój i dołączyłem do nielicznych podrygujących w takt muzyki. Tyle że mnie muzyka sama uniosła. Przez chwilę zawładnęła mną po prostu i to ona mną tańczyła. Zauważyłem dziewczynę. Czarne włosy, chyba ją gdzieś już widziałem, a może to złudzenie (czasami zapamiętuję na długo twarze kobiet, z które kiedyś widziałem tylko w jakimś autobusie,0). Patrzyła na mnie takimi wesołymi, błyszczącymi nieco oczami. Lubię kiedy kobieta tak na mnie patrzy, choć nie umiem opisać co takie spojrzenie wyraża. Fascynację? Odrobinę szaleństwa? Porwałem ją delikatnie do tańca, patrząc jej ciągle prosto w oczy i dziko tańczyliśmy nie przejmując się ludźmi niepewnymi czy w ogóle chce im się podrygiwać, czy może lepiej usiąść. Jakimś trafem doskonale się w tańcu rozumieliśmy, mimo że nie tańczyliśmy według żadnych schematów dając się w pełni ponieść dźwiękom i wyobraźni.
   Muzyka niebawem zmieniła się na niestrawne "umc! umc!", które podobało się chyba tylko wyszczerzonemu z dumą właścicielowi kasety, ale spojrzenia, moje i jej stawiały duży opór przy rozstawaniu się.
   Gospodarz zgarnął mnie po chwili, uważając najwyraźniej za swój święty obowiązekprzedstawienie mi kogoś, kto zajmuje się mniej więcej tym co ja. Żebym się przypadkiem nie nudził. Nie lubię takich gadek. Po pierwsze dlatego, że jeśli się na czymś znam, to sam do tego doszedłem i drażnią mnie jednostki cytujące z zarozumiałym pseudo-znawstwem zdania rodem z podręczników. Poza tym na ogół takie typy, przypadkowo spotkane, podniecają się czymś co jest dla mnie banałem. Szybko się wykręciłem od tej rozmowy udając się do toalety.
   Kiedy myłem ręce, poczułem ciepły dotyk na plecach. Przeszedł mnie dreszcz emocji, zanim jeszcze zobaczyłem ją w lustrze. Nie odwróciłem się. Pocałowała mnie w kark, w szyję, w ucho, w policzek. Ktoś wszedł do łazienki i umknęła równie niespodziewanie jak się zjawiła. Wytarłęm ręce, wciąż jeszcze nie mogąc oswoić się z tym co się stało. Mój mózg usiłował pracować na wysokich obrotach dążąc do uporządkowania tego wszystkiego w jakąś racjonalną matrycę, ale całe szczęście nie udało mu się.
   Stała w korytarzu, schowana za rogiem. Czekała na mnie. Znów patrzeliśmy sobie łakomie prosto w oczy, tak jakby było to coś naturalnego i nieodzownego, czego nas jakaś brutalna siła dawno temu pozbawiła. Przywarłem do niej ustami. Wessałem się łakomie w jej soczyste wargi, wdarłem się w małe usteczka, ale ona nie pozostała mi dłużna. Jej języczek łaskotał moje zęby, a jej zęby kąsały moje wargi. Nasze ręce błądziły gdzieś po ciele, niekontrolowane. Nie było tu nikogo, bo wszyscy akurat poszli do pracowni kumpla aintrygowani czymś niezwykle. Nagle dotarło do mnie, że moje dłonie rozpinają guziki jej bluzki, a jej - próbują wyłuskać mnie z koszuli. Jej stanik zniknął mi z oczuszybciej niż się przed nimi pojawił. Jej piersi były delikatne, ale stwardniały z podniecenia. Hałasy dochodzące z pracowni przycichły i jednocześnie zaczęły się przybliżać. Jej oczy na chwilę rozszerzyły się, ale już po chwili uśmiechnęła się do mnie zawadiacko i wślizgnęła się do stojącej tuż obok szafy. Wymacała stamtąd po omacku moją dłoń i wciągnęła mnie w ślad za sobą. Kto wymyślił, że kobiety to słaba płeć?