nasta // odwiedzony 466938 razy // [pi_the_movie szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (1810 sztuk)
19:23 / 20.05.2007
link
komentarz (3)

Sprawdzam loty do Newquay. Prawdopodobnie powtórka z rozrywki w te wakacje. Czyli kwiat polskiej młodzieży (?) jedzie zarabiać do Anglii. Sprzątanie kibli, picowanie kabin prysznicowych, sprawdzanie tagów na namiotach i przyczepach, a na koniec dnia pocieszająca praca za barem (to jest naprawdę odpoczynek). W barze wyczytywanie numerków podczas gry w bingo, prowadzenie quizów itp. Szef mówi Ty robisz. Wszystko po to, żeby zarobić na studia. 2 miesiące i mam 11 tysięcy. Szefowa powiedziała, że jak zostanę na wakacje w swojej obecnej pracy to da mi podwyżke o 1 zł! Raduję się bardzo, ale nawet jak nie wiem ile bym zapieprzała nie zarobię tutaj 11 tysięcy. Ba. Nie zarobię, a raczej nie odłożę nawet 5 tysięcy przez 2 miesiące. Więc chcąc dalej studiować, a tym bardziej chcąc rozpocząć a raczej wrócić na japonistykę w przyszłym roku i jednocześnie dalej ciągnąć dziennikarstwo, potrzebna mi jest kasa. Sprawdziłam połączenia. Wszystko pasuje, wszystko gra. Praca załatwiona, ale jakoś nie mogę kliknąć 'rezerwuj'. Co innego jak się jedzie we 2 osoby do takiej pracy. Jak w zeszłym roku. Sprzątanie kibli może być śmieszne, wręcz zabawne. Jadąc sama, nie wiem na kogo tam trafię, z kim będę pracować i czy sprzątanie kibli nie okaże się najbardziej gównianym interesem mojego lata. Motywacją są pieniądze i fakt dalszej możliwości studiowania. Ale jak myślę, że znowu będzie tak samo. 2 miesiące bez dni wolnych, trzeba być dostępnym 24/7. Praca za barem zawszespoko. Wdajesz się w rozmowy, gadki szmatki, relaks, mili goście, bo camping prorodzinny, czyli żadnych zadymiarzy itp. Tylko wiem, że będę tęsknić. Ale wiem też, że to tylko 2 miesiące, dzięki którym będę miała za co się uczyć, utrzymać przez jakiś czas itp. Nie jest różowo jak kiedyś. Kiedyś wakacje w Stanach, na Mazurach, rok w Stanach, zima na nartach we Francji, Włoszech. Przez ostatnie parę lat musiałam przyzwyczaić się do całkowicie innego życia. Tak jakbyś zabrał dziecku wszystkie lalki Barbie i dał szmacianą Zuzię. Liczę, patrzę czy starczy do końca miesiąca, załatwiłam kartę kredytową, stypendium socjalne. Ostatnio wolę wydać pieniądze na wyjście gdzieś niż na głupią szmatę, którą założę raz. Bo tak, może się upiję, może zrobię coś głupiego, ale przy okazji poznam ludzi. Nieważne. Trudno się było przestawić. Życie daje po dupie. Tylko, że co druga osoba tak ma.

Naprawdę zaczęłam za NIM tęsknić. Poważnie. Bo może tutaj tak to wygląda, że jest ICH wielu, ale nie do końca. Bo może być ICH wielu, ale jeśli się o kimś pisze to nie znaczy od razu, że się z nim pieprzy, tak? Bo mimo wszystko i mimo wielu kopów w dupę, i idiotów, którzy przewineli się w moim życiu to ja nadal mam jakieś infantylne a jednocześnie bajkowo-romantyczne podejście do miłości. No muszą być fajerwerki. Muszą. Bo jak nie ma to nie ma co sobie dupy zawracać.

No i napisałam reportaż o jednym z NICH. Miałam o tym tu nie pisać, ale..Nieważne. Prawie jak film. Diler, ćpun, odwyk, psychiatryk, śmierć. Historia skrócona. Skrócona, za krótka, bo miał tylko 20 lat. Minęły 3 lata. Dzisiaj. I dlatego tak sentymentalnie trochę. Bo tak, nie był wymarzonym materiałem na chłopaka. Ale były fajerwerki. Fakt, że to było z 5 lat temu. Ale takie rzeczy się pamięta. No i pamiętam jak przeczytałam maila, że D. nie żyje. Nieważne. Za wcześnie skończyła się Jego historia. Zrozum. Nie przekreślaj. One luv.


Counting Crows- Colorblind.mp3