[Rozmiar: 29777 bajtów]
2008.06.05 00:31:13 link komentarz (0)


Dobra pamiętniczku, koniec ustnych, przybombarduje notkami, a działo się naprawdę DUŻO, zaczniemy od Markowej domówki-parapetówki.

Autobus linia 81, trzy miejsca zajęte i żywa dyskusja, krótki spacer po wódeczkę i zasiadamy przy stole, ludzi z dycha ze sław bloga: Nielat, Marek i debiutant Zając. Wódka leję się opornie, ale konsekwentnie i zmierza do dna, w między czasie lata muzyczka, ogółem bardzo wesoło. Tempa zaczyna naganiać Zając, zawodnik z fizycznością na pijaka, gdyby jednak pokochał sport to głównym atrybutem ciężary, albo japońska mata...
Towarzystwo dobrze się już ochlało, z Zającem na czele, nie wiedzieć czemu dużą 6 osobową ekipą wybieram się w podróż. Prowadzimy żywą, pełną wrzasku wandalkę osiedla, ofiarą padają znaki, kosze na śmieci, ogólnie nic co warto byłoby niszczyć. W chwilę później próbuję zniszczyć, już głodnego pokory Zająca, więc spacer nie należy do najlepszych, do tego dochodzą służby prawa i znika Zając...
Zdobywamy czterdzieści procent dalszej zabawy, jest czwarta, wsiadamy w autobus i wracam kończyć to co jeszcze zostało. Piję najwięcej, Nielat pasuję, Zając przeprasza i słodzi jednocześnie. Ja walczę z ostatnią miarką i padam w kimę, obok Nielat (można w tamtejszej sytuacji pomylić z Nietryb), Zając i inni...
Gdy się budzę jest już wcześnie, gdyby nie to, że to niedziela, niektórzy dawno siedzieliby już w pracy, wstaję i szykuję się do domu. Jednak Nielat martwy - gdyby mógł coś powiedzieć, pewnie byłoby to "NIE", a reszta wódkowej wspólnoty ma rzut flaszką stąd gdzie stoję, pozostaje Zając...
Mój 'one-party hero' leżał akurat plackiem w dużym pokoju, a po głowie przejeżdżał mu telefon przypominający maszynkę, biedak trzepał się, szarpał, aż w końcu zrzygał - do brodzika. Markowi współczuję, a Zając za karę wypełzał razem ze mną, rzygał przy każdej najbliższej okazji (postój, siedzenie, śmietnik - tego typu obiekty ciągnęły go jak magnes), ostatecznie zostawiłem go w tramwaju, do dziś nie wiem czy przeżył.

Ja swoje napewno, w domu na DzieńDobry TVN, lichy posiłek i w drogę. Na bajeczną działke w Cyprianowie.


'...i to mnie nie śmieszy, ostatnio wódkę otwieram częściej, niż zeszyt...' - Zamar





Archiwum