sdp // odwiedzony 44503 razy // [nlog/Cena Twoich uczuć/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (109 sztuk)
22:41 / 20.02.2005
link
komentarz (10)
Celnik nabrał pełne płuca powietrza, ożywił się, uśmiechnął chytrze. Chwila ciszy, oczekiwanie, osiem twarzy wpatrzonych w jedną. Zaraz coś powie. Trawi, waży myśli, uśmiech już ma od ucha do ucha.
- Ale tu u państwa zapachy – rzuca z cynicznym zachwytem – niech zgadnę, ...szynka! Czy mają państwo coś do zadeklarowania?- klepie z przesadną uprzejmością magiczną formułkę – może coś do oclenia? - każdemu w oczy zagląda, bada, prześwietla duszę rentgenem wieloletniego doświadczenia. Bawi się, jak przejedzona kotka cioci Zofii upolowaną myszą.
Lesio zaprzecza kręceniem głowy, Kasia też kręci głową, to ja też. Gdańszczanie również kręcą. Pucułowaty buc zaprzecza z konsternacją, oczywiście jego kobiety idą za jego przykładem. Wszyscy kręcą.
- To pański plecak? – celnik zwraca się do buca.
- To moje – zgłasza się Lesio.
- A to? – celnik wskazuje na torbę którą Lesio skombinował w Katowicach.
- To? ...też moje – przyznaje Lesio dyskretnie gryząc wargę. Jałć!
Dziwne? Przecież sam mówił żeby w razie czego się do niej nie przyznawać? Na co liczy? Wysoko gra. Kasi rysy kamienieją. Pierwszy raz widzę jak jest zdenerwowana. A raczej czuję bo ją znam.
- Dobrze proszę zdjąć tę torbę i otworzyć.
Czuję skurcz macicy, ...niejeden. Lesio wstaje, sięga powoli w górę, bardzo powoli, oblicza, zdejmuje, rozpina zip. Ze środka wypada mój sweter, w głębi widać moje skarpetki i bluzki, wstyd mi, na wierzchu jakąś reklamówkę pustą widać, pogniecioną, pakunków nie, ...nie widać. Celnik lustruje wnętrze roztargnionym wzrokiem. Chwila napięcia. Słyszę puls w skroniach. Kasia oblizuje spierzchnięte usta.
- Dobrze proszę włożyć torbę z powrotem – rozkazuje zniecierpliwiony celnik. - a gdzie pański bagaż? – robi nagły zwrot w stronę buca.
Acha! Jednak buca ma na celowniku. Planował to od początku. Ulga w oczach Kasi.
W pucułowatym coś jęknęło, jego lewa ręka niechętnie wskazuje przesadzistą torbę stojącą na podłodze.
- Proszę ją otworzyć!
Lesio spokojnie domyka zip. Opanowanym ruchem dźwiga ciężar i lekko, zbyt lekko, wsuwa na dawne miejsce. Buc się ociąga, kobieta w chustce robi się zielona, tej drugiej szklą się oczy. Buc męczy się z zamkiem. Zacięło się coś na amen. Ręce mu drżą, pucołowatemu. Rzuca przepraszające spojrzenie w stronę celnika. Celnik ma usatysfakcjonowany wyraz twarzy, mruży oczy. Iskierki z nich prószą jak śnieg, jak konfetti. Ma czas, widać, że dużo ma czasu stary lis.
- Spoookojnie, proszę się nie denerwować
Jesuuu... jacy ludzie potrafią być?! Myślę...
- O już! Już puściło! – eksplodował udawanym entuzjazmem buc. Usta ma sine. W oczach błyskawice.
Mimowolnie zaglądamy w czeluść torby. Wszyscy, jedni dyskretniej, inni bezczelnie całkiem. W środku same piłki do rugby. Pół metra sześciennego wrzecionowatych piłek. Śmiech zduszam moją przeponą. Nie to nie piłki (?)! Celnik sięga ręką w głąb, wyjmuje baleron cudownie brązowy, skrępowany w kratę konopnym sznurkiem, wędzony, z błyszczącą skórką. Ślinka cieknie, oczy wszystkich nabożnie wpatrzone w cudo domowego wyrobu. Nie ma wątpliwości, że to wyrób domowy, polski. Prawdziwa szynka wiejska, parzona. W PSS-ach takich cudów robić nie potrafią.
Boże, to stąd owe aromaty, od początku podróży, wodzące mą skołowaną wyobraźnię na pokuszenie! Cieszy się morda moja nagle, że jednak mam zdrowe zmysły się cieszy, że nie zwariowałam całkiem.
- A więc to tak! – na twarzy celnika zarysował się wyraz błogiego tryumfu – w Polsce kryzys. Władza już ostatnie erzace do sklepów rzuca żeby choć na kartkowe przydziały wystarczyło, a tu przyczyna problemu w najlepsze jedzie sobie na Węgry! Jak to wszystko nam się ślicznie wyjaśnia? No nie? –Uśmiech - No kto by pomyślał, że akurat w takim „Batorym” najprostsze wyjaśnienie wieloletnich problemów ogólnonarodowych naszych się znajdzie?
- Panie władzo ale...
- Jeszcze jakieś „ale” obywatelu? Czy to aby nie bezczelność z waszej strony? Może nie pytałem, przed chwilą grzecznie, czy jest coś do oclenia? Ha!? Może sklerozę mam?
Cisza. Wbijam się w siedzenie. Uciekam wzrokiem za okno. Jestem taka malutka.
- No co, ...nie pytałem? – celnik rozgląda się, potwierdzenia szuka w oczach pozostałych.
Przytakuję mimowolnie. Lesio zauważa, gorszy się na ten widok. No co? Ja nie chciałam. Wzruszam ramionami. A z resztą czy on nie ma trochę racji, ten celnik? Jakby tak w GS-ach nie kradli, a potem jeszcze nie wywozili za granicę tyle tego, to może by kryzysu wcale nie było w kraju? Z resztą nie znam się...
- Ależ panie władzo, ...nie o to chodzi żeby...
- A o co?! – celnik przygwoździł pucułowatego groźnym wzrokiem. Chyba udawanym trochę?
- No przecież to nie kradzione. Sam uchowałem kabana, uczciwie, sam biłem, według pradziadka przepisu sam szynki w saletrze moczyłem, wędziłem też sam, na olchowym drewnie z dodatkiem jałowca.
- Na olchowym drewnie? – celnik przybliżył twarz do baleronu, wciągnął nosem powietrze, wzdął policzki – z dodatkiem jałowca powiadasz?
- Przecież jak ja wszystko sam tak przy nim, ...to on mój jest, no nie ten baleron? – kombinował buc, niczym koń pod górę - własność moja jest co nie, to ja mogie z nią...?
- Zlituj się pan panie władzo, zmiłuj nad ciężką dolą chłopa – zajęczała śpiewnie baba w chustce.
Nagle jakby nowe myśli zamąciły spokój staremu celnikowi. Jakby deko nadwerężyły światopogląd. Funkcjonariusz stracił pewność. Dla zyskania na czasie zerknął na zegarek, obejrzał się za siebie, wychylił w stronę korytarza, rzucił okiem co się dzieje za drzwiami, znów zerknął na zegarek.
- Co wy mi tu kurwa pierdolicie? – popatrzył na buca jakby go pierwszy raz na oczy ujrzał – nie mam czasu z przemytnikami się przekomarzać. Za minutę widzę was na peronie z całą tą kontrabandą wędzoną z dodatkiem jałowca.
Zaraz po tym opuścił przedział i zniknął w następnym wagonie. Nic z tego nie rozumiałam.
Po wyjściu celnika, konsternacja sparaliżowała wszystkich w naszym przedziale. Lodowata cisza zmroziła powietrze. Wreszcie buc ją przerwał. Westchnął z rezygnacją pociągowego woła. Potem nachylił się żeby zamknąć torbę, potem sięgnął do wieszaka po ortalionową wiatrówkę. Wdział ja niechętnie. Potem podniósł z podłogi torbę z wędzonką. W jego oczach już nie było piorunów. Fatalizm i rezygnacja całkiem w nich zapanowały.
- Co pan wyprawiasz? – zagadnął Lesio.
- Przecież powiedział... (?) – buc wskazał podbródkiem w stronę korytarza.
- Jesteś pan pewien, że dobrze zrozumiałeś człowieka? – Lesio miał chytry uśmieszek na twarzy.
Widać było, że umysł buca już nie nadąża za biegiem wydarzeń.
- Jak pan szanowny taki mądry, to niech mnie durnego oświeci co robić dalej?
- Daj spokój Jędrek – zachlipała stara kobieta w chustce - a może panicz dobrze nam co podpowie? Posłuchać rady mądrzejszego zawsze warto.
- A proszę bardzo – uśmiechnął się Lesio - Na pańskim miejscu torby z przedziału bym nie ruszał. Po co? Na zewnątrz przepadnie na pewno. A tak... Co masz pan do stracenia? Weź pan raczej ze cztery balerony zapakuj w osobną reklamówkę, dorzuć jaką flachę i szoruj na peron. Celnik to łyknie i odpuści resztę.
- Eee... – Buc skrzywił buzię.
- Da nam spokój na 99%. Wspomni pan moje słowa.
- Eee... Chyba to za łatwe – jęknął buc.
Ta łatwe, ha!!! Normalnie widać było jak ciężko nieszczęśnikowi myśli przeciskają się przez obwody.
- Za 15 minut mamy planowy odjazd. Poślizgu może być co najwyżej drugie 15. Kanary muszą więc się ze wszystkim spieszyć, bo inaczej cały rozkład jazdy szlag trafi – kombinował Lesio w locie - A wtedy Węgrzy kary za burdel policzą naszej PKP, takie że się wszystkim odechce.
- Eeecheee – bucowi szczena całkiem opadła
Złożyć się mogę o pierwszy Ewelinki mleczny ząbek, że buc nic już nie kapował :D
- Mam nosa uda się na pewno. Niech pan zobaczy jakie zamieszanie – rzekł Lesio wskazując za okno.
Otworzył szybę i dyskretnie wyjrzał na peron. Rzeczywiście za oknem działy się dantejskie sceny. Stosy rozmaitych towarów piętrzyły się nawet do wysokości półtora metra. Normalnie demonstracja możliwości szarej gospodarki. Wystawa światowa na peronie w Bohuminie. Normalnie Polskie EXPO!
- Ci wygnani z korytarza mają doszczętnie porozbebeszane toboły. Ciekawe jak zapakują je z powrotem w ciągu 15 minut? W takim młynie można zapomnieć nawet własnego nazwiska – rzekł ze współczuciem Lesio.
- Ale nie torby baleronów – odparł buc zwieszając głowę
Nie doceniałam go chyba? A tu się bucowi nagle tak dowcip wyostrzył! He he :D
- E tam, - Lesio machnął ręką - ...w razie czego zawsze można wrócić po towar, przecież wiadomo gdzie stoi. Gorzej być już nie może... A i polecenie celnika miałeś pan prawo zrozumieć różnie.
Pucułowaty zatrzymał się, zaciął, jakby chciał dać swym myślom czas na doścignięcie lesiowego wywodu.
- Tak zrobimy – zadecydowała zniecierpliwiona baba w chustce i nie czekając na swego towarzysza zabrała się za szukanie reklamówki, oraz pakowanie baleronów.
Buc spojrzał na nią zaskoczony. A trochę też jakby wdzięczny? O dziwa nad dziwami! Chyba wdzięczny za wyręczenie od podejmowania decyzji? He, he... A to dopiero?
- Masz! – rzekła baba wręczając pucołowatemu gotowy bakszysz – szoruj na peron!
- Chwila – wtrącił Lesio – ile pani zapakowała?
- No jak pan kazał, cztery.
- Wrzuć pani jeszcze dwa.
- Ale przecież pan...
- Ale teraz proszę dorzucić jeszcze dwa i nie marudzić! – warknął Lesio – I do okna proszę nie podchodzić...
- Racja – potwierdzili Gdańszczanie – lepiej za dużego ruchu nie robić. To zawsze zwraca uwagę celników.
- Ruch zwraca uwagę wszystkich drapieżników – wtrąciła spokojnym głosem Kasia.
- Na peronie, łącznie z naszym, szwenda się pięciu kanarów – szeptem relacjonaował Lesio - jakby się mieli podzielić naszymi baleronami, trzeba żeby z tym nie było większych problemów.
- Aaaa... – zajarzyło się bucowi pod pokrywką.
- ...Aaa szósty dla szefa! W razie czego – zaśmiał się Lesio – jeśli takiego mają?
- Spoko, na pewno mają – podsumowała Kasia.