sdp // odwiedzony 44511 razy // [nlog/Cena Twoich uczuć/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (109 sztuk)
18:10 / 25.03.2005
link
komentarz (17)
Ten czeski celnik jest jakiś kopnięty, wszystkie torby na raz każe otwierać. Wstawać wszystkim. Wywalać zawartość bagaży na siedzenia, na ziemię. Jezuuu...!!! Wyrzuca nas na korytarz. Wszystkich! Co to będzie? Zostaje tylko Lesio. Na siedzeniach piętrzy się stos koniaków i złomu, ...i innego badziewia. Kryształy się powywracały. Jeszcze chwila, a wszystkie się potłuką. Kurwa za co taki stres? Po co, na co? Zamiast zabierać moje ciuchy w tę podróż mogłam równie dobrze wrzucić je do betoniarki i pomieszać. Płakać mi się chce. Kce mi się... Ewelinka mi jeszcze płacze w głowie, już nie nadążam...
Korytarzem idą węgierscy celnicy. Zbliżają się zaraz się o nas będą ocierać. Przystojni, przystojniejsi od Czechów. Mają lepiej zaprojektowane mundury, z lepszego skrojone materiału. Eleganccy panowie. Jeden już jest tuż, zauważył mnie, obcina najpierw stopy, potem jedzie w górę jak jakaś maszyna zmechanizowana potwornie, strugarko-frezarka, albo obcinarko-wyżynarka. Gadają coś do siebie po swojemu ci Węgrzy, śmieją się, toczą się bez pośpiechu tak, patrzą na mnie, na pewno ze mnie się tak śmieją. Denerwujące to wszystko jest, zwłaszcza w takiej sytuacji, kiedy śpię, prawie jeszcze. Znaczy się spałabym gdyby nie wejście tego Czecha. Drze się Czech na Lesia, nic nie rozumiem o co chodzi? Lesio coś tłumaczy. Tłumaczy się piskliwie. Czech się czepia. Nawet nie mogę zobaczyć twarzy Lesia, bo celnik w drzwiach stanął i zasłonił cały widok. Dlaczego ten Czech się tak czepia? Za Chiny się nie da zerknąć do przedziału. Węgrzy nadchodzą, umykamy więc pod ścianę wszyscy, żeby przejście zrobić wielmożnym panom. Przywieramy. Teraz oni mają władzę. Niech już przejdą. Jeden wchodzi do przedziału przed nami. Ktoś władze musi w końcu mieć. Dwaj zagadują do naszego Czecha. My wciąż przywieramy. Czech coś odpowiada po madziarsku. Ładny język. Junapodkiwanok, junapod... jonapot... Madziarzy się śmieją, a my przywieramy wciąż. Kurwa! Wszyscy tak się śmieją w tym kraju? Czech śmieje się z nimi, ale jakoś tak nieszczerze, albo jakby w roztargnieniu. Wchodzą do następnego przedziału za nami. Robią to samo co Czech u nas, tylko jakoś prędzej tak...? Po pięciu minutach wyprowadzają na peron jednego gostka, delikwenta z bagażem, Polaka. Mało coś? Miał rodak pecha, jak widać po jego minie. A Czech dalej ryje w naszych tobołach. Litości nie ma wcale. Chyba nie ocalała już żadna torba, żaden plecak.
Madziarzy opuścili przedział obok, zrobili jeszcze jeden, teraz przemieszczają się dalej, coraz dalej, a Czech ciągle buszuje w naszym przedziale! Co on właściwie u nas robi tyle czasu? Teraz coś pisze. Ale jakby zaczynał się denerwować, wydaje się, że wcale nie słucha już co Lesio mu odpowiada. Tylko wygląda coraz częściej w głąb korytarza jakby... Za Madziarami wygląda. Całkiem jakby sprawdzał czy już sobie poszli. Właśnie sobie poszli. Następny wagon ucieszył się na pewno z ich nadejścia.
Czech się w końcu odprężył. Uśmiechnął się nawet normalnie na twarzy, całkiem jak człowiek. Inaczej niż przedtem, kiedy mizdrzył się do Madziarów. Zupełnie. W pewnym momencie nachylił się nad siedzeniami zawalonymi zawartością naszych toreb, wziął w dłoń flaszkę whisky, a w drugą koniak.
- Muże tak byt’? – zapytał demonstrując w kierunku Lesia obie flaszki.
Ten najpierw spojrzał na butelki nierozumiejącym wzrokiem, a potem zatrzymał oczy na uśmiechniętej twarzy celnika. Wróciło zrozumienie na jego oblicze. I niepohamowana radość. Zajarzył. Ciekawe co?
- Pewnie że może! – zapewnił gorliwie.
- Tak mużete wszechno balit’ – odparł zadowolony Czech
- Dziewczyny wchodźcie szybko do przedziału –wesoło zawołał Lesio - musicie to wszystko teraz szybko popakować.
Czech się uśmiechnął wyrozumiale pod wąsem, tak po ojcowsku.
- Wemte si esztje to – rzekł Lesio podając celnikowi kryształową karafkę i foliową reklamówkę.
- Diakuji, tak ano, a cestujte s Bohem - Czech się uśmiechnął i mrugnął filuternie do Lesia.
A potem mrugnął też do mnie i do Kasi też, kiedy się z nami wymijał. He he, a do starych bab od pucołowatego nawet się nie skrzywił! Wyminął się z nimi zimno i wyszedł na peron.
Zdaje się, że mieliśmy za sobą kolejną granicę? Już po strachu! Przed nami otwierały się całe Węgry.
Juchuuu!!! Czyli że do Budapesztu nic już nam nie stało na przeszkodzie.

***