suplement // odwiedzony 2707 razy // [nlog/Świat momentami jest piękny/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (6 sztuk)
16:59 / 05.09.2005
link
komentarz (0)
dzis znow dopadlo mnie uczucie dezorientacji.

wiem, ze cos ze mna jest nie tak, ale nie umiem sobie z tym poradzic.
wariowac zaczynam, kiedy Ona przez pol dnia sie nie odzywa i kiedy to milczenie jest w kontrascie wlasnie z dniami poprzednimi.
wpadlem w nalog. nalog swiadomosci, ze ona jest i mysli.
kilkadziesiat miesiecy w zwiazku na odleglosc mnie w niego wpedzilo i teraz zaczyna mi on przeszkadzac.

owszem, moze i przesadzam, i wyolbrzymiam problem, bo za kilka tygodni, kiedy Ona bedzie Tu juz na stale, wszystko moze sie zmienic. teraz jednak mysle, ze to cos powaznego i zaluje, ze z powodu jej wyjazdu nie moge teraz z nia o tym porozmawiac.

ostatnio duzo myslalem nad tym. myslalem, choc wiem, ze to niezdrowe w nadmiernej ilosci.
najgorsze jest to, ze kiedy Jej nie ma przez, na przyklad, 24 godziny, to nie umiem juz, chcialbym!, ale nie umiem juz tylko martwic sie o nia i zaczynam sie na nia wkurzac, ze sie odezwac nie moze.
nie wiem, moze gdyby nie bylo nigdy sytuacji, w ktorych Jej milczenie bylo zamierzone, poniewaz go potrzebowala, a po ktorym przepraszala mnie za nie, to nadal umialbym, tak jak na poczatku, tylko martwic sie o Nia...

do tego jeszcze ten niepokoj jakis wszedl we mnie wczoraj, siedzi i wyjsc nie chce.
12:18 / 26.07.2005
link
komentarz (0)
wrocilem.... czternascie dni spedzonych z Nia duzo mi dalo...

wrocilem, i znow stracilem chec do zycia, bo widze po powrocie, ze najblizsze dwa miesiace, zanim ona zjawi sie Tu juz na stale, bedzie powrotem do punktu wyjscia, po ktorym to dalsze miesiace tez nie sa pewne.

mimo iz wlasciwie - mozna by powiedziec - ulozylo sie dobrze: nie ma Tam, a jest tylko Tu, sprawa jest powazna i wlasciwie... nie wiem co robic.

a ironia blednego kola w jakie Ona wpadla, jest tak dobitnia, ze wlasciwie nawet mnie to nie zaskoczyla.
mianowicie Ona nie umie sie w stu procentach otworzyc przede mna, bo boi sie, ze jesli by sie cos popsulo miedzy nami, to potem by sie z tego nie podniosla. mechanizm obronny - logiczne. tyle ze ten wlasnie wytworzony przez Nia mechanizm, jest jedynym zrodlem klotni miedzy nami i to on wlasnie sprawia, ze cos sie psuje...

i co robic?
naciskac nie mozna, bo wywola to u Niej efekt - jak na ironie, oczywiscie - wrecz odwrotny, a wiem tez, ze zyc dalej z Nia juz w jednym miescie i nie na odleglosc, a jednak nadal w "formie zdalnej", niestety nie bede w stanie.

dwa miesiace... okres przejsciowy, powrot do punktu wyjscia sprzed czternastodniowego wyjazdu... i brak motywacji do zycia

co robic?

wiem wiem: "do milosci nikogo sie nie zmusi", tyle ze ona mnie kocha - wiem to - nie potrafi jednak kochac tak mocno jak ja bym tego chcial, tak mocno jak bym tego potrzebowal i tak mocno jak jest to konieczne, gdy chce sie z kims wiazac swoje dalsze, juz nie wirtualne, zycie.

co robic?
11:27 / 02.07.2005
link
komentarz (0)
w jakis sposob czesc mnie zaczyna sie obawiac juz nie tego, ze to bedzie Tam a nie Tu, ale tego, ze moze nie dojsc w ogole do jakiegokolwiek nawet Tam
11:28 / 30.06.2005
link
komentarz (1)
fizycznosc.
dla mnie - ogolnie mowiac - zaczynajac na pocalunku, a na pospiesznym zrzucaniu ubran konczac, zawsze laczyla sie ona z uczuciem do drugiej osoby.

nie mowie, ze nie czuje pociagu do kobiet, ktore znam tylko z widzenia, lub mijam w tej danej chwili na ulicy. jednak wszytko to co rodzi sie wtedy we mnie, jest chwilowe, ulotne i znika jak tylko przestane dostarczac sobie bodzcow wzrokowych.

wracajac jednak do uczucia... czy to zauroczenie chwilowe tylko, czy to zakochanie, czy tez milosc - jakas forma uczucia zawsze musiala powstac we mnie, abym zaczynal bardziej, niz tylko ulotnie, myslec o fizycznej stronie znajomosci z jakas dziewczyna.

i zawsze gdy slysze o fizycznosci tylko dla fizycznosci, to rodzi sie we mnie jakies dziwne uczucie, ktore nie do konca jestem w stanie zrozumiec. to chyba jakas blizej nieokreslona mieszanka zlosci, wstretu i... zazdrosci.
i tym wiekszy dla mnie szok, iz o takiej formie fizycznosci, jako koncowym etapie agonii zwiazku, mowi mi moja przyjaciolka.

momentami mam wrazenie, ze nie pasuje do tego swiata. zupelnie.
00:12 / 23.06.2005
link
komentarz (2)
jedyna rzecza jakiej nie potrafie zrozumiec przez te wszystkie lata, to kobieca zdolnosc do zmian nastroju.
do dzis, przez te wszystkie miesiaca, lata juz nawet, nie potrafie przyzwyczaic sie do tego, ze jednego dnia jest dobrze, a nastepnego nie.

owszem, kazdy ma prawo do tego, zeby miec zly dzien, nie przecze. jednak w Jej przypadku, zly dzien rowna sie: dzien bycia sama, dzien bez odzywania sie, dzien kiedy mnie jest zle.

zdolnosc adaptacji do srodowiska to podobno najwieksza sila czlowieka. u mnie to jednak ona nie dziala. nie umiem, chce!, ale do cholery! nie umiem przyzwyczaic sie do tego, ze jednego dnia jest, pisze smsy, dzwoni, puszcza strzalki, a nastepnego... cisza. jedna, dwie strzalki w przeciagu calego dnia.
niszczy mnie to... mnie i nas.
01:23 / 15.06.2005
link
komentarz (1)
a niech bedzie: "swiat momentami jest piekny"...
"a zaraz potem sie umiera" - przychodzi mi na mysl w jakis niewyjasniony sposob czesc cytatu z Wisniewskiego.
momenty szczescia w zyciu sa jak to "lamanie ergodycznosci" o jakim sie uczylem przez ostatnie trzy dni na egzamin. sa jak "wysepka stabilnosci w morzu chaosu". gash jak to pasuje do zycia. te glupie cytaty ze skryptu z fizyki.

blog. kolejny. publiczny, aczklowiek nieoficjalny dodatek do innego bloga, na ktorym to nie wszystko moge napisac.
zapewne kiedys, z czasem ktos bystry posklada kawalki ukladanki... no ale to kiedys.

zatem zaczynam.

mam lek, zeby nie powiedziec przeczucie, ze to nie jest ostatni rok zycia na odleglosc.
ja tu, ona tam, i tak kilka lat juz.
zycie nasze to wlasciwie telefony tylko, zero spacerow, kolacji, wyjsc gdziekolwiekbadz... (i prosze nie pytajcie sie jak czesto sie widujemy) tylko telefony i wiara ze kiedys bedzie inaczej.
szczerze? boje sie ze nie dam rady tak kolejny rok.
chce zyc! razem! cieszyc sie razem, korzystac z zycia razem, byc z nia zawsze i wszedzie juz razem.
ona zaczyna studia. albo tu, albo w 'tam numer dwa'.
ja chcialbym tu - nie ukrywam - a ona od zawsze marzy o mieszkaniu w 'tam numer dwa'
zmusic jej przeciez nie moge, ani zaszantazowac emocjonalnie... nie!
nie? dlaczego?
bo ja kocham.
bo, kurwa, kocham ja jak nigdy jeszcze nikogo w zyciu.