xp5 // odwiedzony 59994 razy // [sunwave nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (194 sztuk)
13:15 / 09.10.2004
link
komentarz (1)
Dzisiaj wolne w pracy, gdyż wczoraj zrobiło się wszystko, co było do naprawienia.
Teraz siedzę sobie w kafejce z kufelkiem dobrego piwa i wędruję po sieci...

Odcinek dziesiąty

- Wrr! - wkurzyłem się - Znowu ten debilny rap.
Cichaczem, by Robert (tak ma na imię mój brat) nie usłyszał, przemsknąłem się do swojej siedziby i zasiadłem przy perkusji. Włączyłem grane niedawno podkłady gitarowe w stylu death metal i zacząłem napieprzać w bębny i talerze. Po minucie cichuteńko za ścianą. Wylazłem więc z pokoju i zastukałem do drzwi. Wrota się lekko uchyliły i ujrzałem pucołowatą twarz braciszka.
- Robert! - wrzasnąłem na niego - Ile razy ci mówiłem, żebyś ciszej puszczał ten syf!
- Ty też! - odciął się brat.
- Ja nie, bo ja jestem starszy od ciebie i ja tu rządzę! - zagrzmiałem, po czym chwyciłem swoją bogato zdobioną naszywkami i napisami kostkę i załadowałem do niej jabole oraz podręcznik do Cyberpunka. Wyłączyłem też swoje sprzęty i wychodząc zamknąłem pokój na klucz.
Pod sklepem byli już Ramirez i Tomas oraz Sylwan i Anathema - znajomi z osiedla.
- Myśleliśmy, że już nie przyjdziesz. Zanim pojedziemy na ruiny, musimy się zaopatrzyć w coś do picia.
Ja nie musiałem, bo w kostce pobrzękiwały dwie butelki wiśni, ale podkusiło mnie i kupiłem dwie Warki Strong i Marlboro.
Prosto ze sklepu pojechaliśmy na ruiny. Już po drodze omawialiśmy scenariusz do naszej gry. Droga tuż przed ruinami była mniej podmokła niż wczoraj, ale i tak się na błotku ślizgaliśmy. Wchodząc do pałacyku Ramirez chwilowo zaniemówił. Drżącą ręką wskazał na ciemno-czerwone zaschnięte plamy krwi prowadzące na dół, do podziemi. Przemagając w sobie strach ostrożnie zeszliśmy ze świecami na dół. Im niżej, tym więcej krwi. Tuż przed ołtarzem leżały resztki czegoś futrzanego. Po dokładniejszym przyjrzeniu się ze zgrozą stwierdziliśmy, że był to pies. Został okrutnie zamordowany przez tych, którzy zrobili sobie w tych podziemiach siedzibę. Anathemie zrobiło się niedobrze i wybiegła na zewnątrz. Byliśmy wstrząśnięci. Zanim się stamtąd wynieśliśmy, zdążyłem zabrać leżącą na wierzchu niewielką księgę w twardej czarnej oprawie i schować do kostki.
- Ja już tu więcej nie przyjadę - rzekł zszokowany Tomas.
- Ja również - dodał Sylwan.
W drodze na przystanek cały czas mieliśmy w pamięci to makabryczne przeżycie.
W autobusie.
- To gdzie zagramy? - Sylwan przeglądał podręcznik do Cyberpunka.


Ciąg dalszy po niedzieli...