Obracał w wychudłych rękach...
... przemijający dzień myśląc o nim jak o którejśtam kolejnej kserokopii rzeczywistości. Jutro... Jutro mieli mu pozwolić spojrzeć w lustro. Jutro... Doskonale wiedział co zobaczy - człowieka bez twarzy. Sam zamazał ją poprzez wielokrotne i metodyczne badania. Tyle razy starał się jej nauczyć dotykając jej swoimi palcami, że starła się jak tandetny makijaż.
Czas.
Teraz spacer: 4 kroki, 6 roków, 4 kroki, 6 kroków... Podczas tego obchodu, jak codzień, z uporem graniczącym z manią szukał drogi ucieczki. Od dawna. Najmniejszego peknięcia w murze, obluzowanego pręta w kratach... Nagle uświadomił sobie, że przez tyle lat mógł wyjść niemalże w każdej chwili... po prostu wcześniej tego nie zauważył... Stojąc po kostki w poświacie księżyca uśmiechnął się do siebie. Ostatni rzut oka na celę, której każdy centymetr znał tak dobrze... Początkowo chwiejnie, ale z każdą chwilą coraz pewniej, zaczął się wspinać ku wolności. Po kruchym jak lód promieniu księżyca...
[forbidden state of stolen mind]