'Moneta potoczyła się po blacie, ...
... zabrzęczała, znikła w jakiejś szczelinie. Umieram, pomyślał, w każdym razie śmierć musi wyglądać podobnie. Ogarnął go paniczny strach. Chciał coś powiedzieć, lecz usta nie poruszyły się. Pojmany w ciszy. Tylko nie to, pomyślał.
[...]
To znowu mi sie przydarza.
Wózek z parasolem rozpadł się w wirujacym słonecznym pyle. Molekuły. Widział bezbronne cząsteczki bez właściwości, trzepoczące w jałowym powietrzu, drgające w strumieniach popołudniowego słońca. Widział rzeczy jak gdyby na przestrzał, patrzył przez drzewa, przez pagórki i przez niebo. Widział jak wózek z parasolem rozsypuje się wraz ze sprzedawcą, kasą, beczką lemoniady, pojemnikiem na colę i ciemne piwo, skrzynką z lodami, opiekaczami do hot-dogów, tubkami musztardy, rzędami okrągłych, cieżkich metalowych pokryw, osłaniających bańki z bitą śmietaną i napojami.
Zauważył jakiś papierek leżący tuż przy jego ręce. Rozwarł dłoń, przykrył świstek, pochwycił i podniósł do oczu. Wykaligrafowany napis: L E M O N I A D A.
[...]
Włożył rękę do kieszeni i wymacał metalową kasetkę. Przystanął, otworzył skrzyneczkę, spojrzał na karteczki, które już od dawna tam spoczywały. Dołożył jeszcze jedną.
Razem sześć.
Sześć razy.'
[PKD, Czas poza Czasem]