Dante napisal kiedys ze: "Nie ma wiekszego smutku niz wspomnienie szczesliwych czasow w czasach niedoli".
Nie wypada mi sie z nim nie zgodzic. gdy siegam pamiecia do wiosny, albo do wakacji i gdy patrze na terazniejszosc czuje cala moc tych slow. chcialbym wrocic do tamtych czasow, albo zeby juz znowu byla wiosna. zeby tylko przetrwac jesien (ta doslowna i ta w przenosni,0). tylko czy jest sens opierac swoje szczescie na porach roku i wyczekiwac tylko na wiosne. a czemu by nie, wkoncu nie mam nic innego do zrobienia ze swoim zyciem. czy to ma wogole jakis sens ze probuje zrzucic wine za swoje smutki na jesien i jesienna depreche? a moze to nie wina pogody? moze poprostu czas biegnie naprzod, wszystko sie zmienia i my tez sie zmienilismy?